O czym świat kłamie


Medycyna i zdrowie

„Najlepsi lekarze świata to doktor Dieta, doktor Spokój i doktor Dobry Humor” 
(Jonathan Swift, pisarz irlandzki, 1667-1745)

Jeden z prekursorów tzw. „nowej biologii”, dr Bruce Lipton w wywiadach i na swoich wykładach ma zwyczaj podawać następujący przykład. Pewnego razu do zakładu mechaniki samochodowej przyjechała kobieta skarżąca się ciągle świecącą kontrolkę awarii silnika. Mechanik poprosiłby kobieta poczekała i zajął się naprawą. Zaczął od wykręcenia żarówki odpowiedzialnej za święcącą kontrolkę i na tym też poprzestał. Kobieta była przeszczęśliwa…. Czy możliwe by podobnie świat farmaceutyków podchodził do naszych dolegliwości? Gorączka to jeden z podstawowych objawów walki organizmu, podobnie też wytwarzanie śluzu lub nawet sam ból – są to sygnały ostrzegawcze i komunikat o rozpoczęciu leczenia przez organizm. Samo przeciwdziałanie objawom przypomina zabijanie posłańca, który wiernie zawiadamia o obecności nieprzyjaznych wojsk na naszym terenie. Ten ogólnie znany już fakt o leczeniu objawów zamiast przyczyn nie zniechęca milionów ludzi do łykania pigułek. Przemysł farmaceutyczny znalazł prosty sposób na wciskanie nam jeszcze większej ich ilości. Polega on na manipulacji normami (normy zmienia się tak, by zdrowy człowiek w ich świetle wyglądał na chorego) i stwarzaniem nowych chorób. Np. dysforyczny zespół przedmiesiączkowy. Jest to górnolotnie brzmiąca nazwa zwykłego napięcia, które występuje przed okresem u kobiet. Teraz jest to chorobą, a skoro już udało się zrobić z tego chorobę to trzeba znaleźć jakiś lek. Przemysł farmaceutyczny z wielkim optymizmem podsunie odpowiednią pigułkę. Ciekawostką w tym konkretnym przykładzie jest to, że owa pigułka będzie tym samym, co lek antydepresyjny – Prozac (nawiasem mówiąc poddany ogromnej krytyce, gdyż ponoć wcale nie działał), na którego minął okres patentu i prócz koloru oraz ceny nie będzie się za bardzo różnił. Nie jest to poglądem teoretyzujących spiskowców, lecz cenionych naukowców, biologów i lekarzy (np. dr n. med. Bruno Toussaint, red. czasopisma Prescrire), że zamiast zajmować się opracowywanie leków na faktyczne choroby, poświęca się środki na znajdowanie nowego urojonego zastosowania starych leków. Innym przykładem może być depresja. Dzięki jej umiejętnemu zdefiniowaniu tak naprawdę każdy z nas, co najmniej kilka razu w życiu okaże się na nią chory i nie jeden podejmie leczenie środkami farmakologicznymi – mimo, że na depresję wcale chorować nie będziemy. Przykładem może być Japonia, w której znikomy procent chorych na depresję podniósł się wraz z kampanią firm farmaceutycznych na temat depresji lekkiej (nie zadałem sobie trudu, by zdefiniować lekką depresję, być może chodzi o niechęć do porannego wstawania).
Koncern I. G. Farben (Bayer, BASF, Ariel, Always, Braun, Max Factor, Lenor…i właściciel wielu innych jeszcze znanych marek) produkował też gaz musztardowy i Zyclon B, a dziś wciąż produkują kosmetyki, witaminy i osławione już złą opinią szczepionki, które są obowiązkowe. Co ciekawe kilka kilometrów od obozu Auschwitz I.G. Farben posiadało swoje fabryki. Bez skrupułów też testowali nowe środki na więźniach. Telford Taylor będący oskarżycielem w procesie w Norymberdze stwierdził ponoć nawet, że bez wspomnianej firmy farmaceutycznej niemożliwa byłaby II wojna światowa. Po latach więzienia z powodu wyroków w Norymberdze za zbrodnie przeciw ludzkości, dosłownie Ci sami ludzie oraz im podobni wciąż kierowali firmą (Carl Wurster, Fritz ter Meer, Heinrich Muckter, Hans Globke i inni). Oczywiście to nie jedyna wielka firma wspierająca zbrodnie nazistowskie. IBM wydzierżawiał sprzęt służący do numerowania ofiar obozów koncentracyjnych (dzierżawa wiązała się z okresowymi przeglądami sprzętu przez pracowników IBM w samych obozach!), a Coca-cola wypuściła nowy napój dla nazistów „Fanta Orange” dla niepoznaki i trudności z identyfikacją napoju z koncernem (na zdjęciu obok Hitler i Watson założyciel IBM). Przy udziale firm farmaceutycznych w zbrodniach wojennych nic nie znaczące zdają się już śmiertelne wypadki będące następstwem skutków ubocznych leków (nawiasem mówiąc dobrze znanych i z premedytacją często przemilczanych).
W jednym z filmów omawiających działania firm farmaceutycznych w kontekście zachorowań na raka padło bardzo ciekawe zdanie: „dziś więcej osób żyje z raka, niż na niego umiera”. Zachodzi proste pytanie: czy możliwe jest, by ludzie, którzy żyją z naszych niedogodności istotnie mogliby szczerze starać się o ich rozwiązanie? Przypomina mi się w tym momencie przykład pewnego polskiego mechanika, pana Lucjana Łągiewki (zdjęcia obok). Konstruktor zaprezentował rewolucyjny zderzak, który pochłaniał energię. Stworzyło to otwarte pole do rewolucji w motoryzacji zwłaszcza w kontekście zdrowia i bezpieczeństwa. Eksperyment z „maluchem” wykazał, że nawet przy zderzeniu z prędkością 40km/h nie następują uszkodzenia! Rewolucji jednak nie było. Naukowe autorytety szybko zaczęły podważać autentyczność wynalazku i jego efekty. Wynalazek uznano po kilku latach! W archiwum gazety wyborcza.biz możemy przeczytać na ten temat:

„(…) odbił się od środowiska naukowo-technicznego, którego przedstawiciele, w obawie o swą reputację, albo odżegnywali się od komentarzy, albo prezentowali skrajny sceptycyzm. Z jednym wyjątkiem: wojsko. Uznając, że wynalazek inżyniera z Kowar może mieć znaczenie strategiczne, pod koniec 2001 r. wojsko zaanektowało wszystkie modele, prototypy i obliczenia Lucjana Łągiewki, a jego samego na trzy tygodnie zamknęło w ośrodku badawczym. Na dodatek pod groźbą więzienia nałożyło roczny zakaz informowania o tym prasy” 
(http://wyborcza.biz/biznes/ 1,101562,10627638,Batalia_o_zderzak_Lagiewki.html).

Lucjan Łągiewka

W przykładzie pana Lucjana może chodzić jednak nie tylko o naukową próżność wykształconych kolegów, ale również o straty jakie mogłoby to spowodować w portfelach firm motoryzacyjnych, które żyją nie tylko z produkcji nowych pojazdów, ale również ze sprzedaży wszystkiego, co staje się potrzebne do naprawy auta po wypadku. Z tym zderzakiem stłuczki przestały by istnieć. Być może dlatego nie powinna nas dziwić informacja, która została ujawniona kilka lat temu w jednym z programów reporterskich – amerykańskie koncerny chciały zapłacić 5 milionów dolarów, za odsprzedaż patentu i za MILCZENIE w tej sprawie!!!

Czy możliwe, by w medycynie, która bezpośrednio dotyka naszego zdrowia również podejmowano podobne działania zupełnie ignorujące nasze zdrowie i życie w imię zysku?

Jaques Cardiere (odkrywca) w 1536 roku przywiózł proste lekarstwo na szkorbut – igły z białej sosny (kwasy askorbinowe i witamina C), ale środowisko medyczne nie przyjęło „szamańskich lekarstw ignoranckich dzikusów”, zajęło to im jeszcze ponad 200 lat. Najczęściej jednak na oficjalnych stronach możemy przeczytać jedynie zachowawcze:

„Wiedza, że spożywanie żywności zawierającej witaminę C jest lekarstwem na szkorbut była wielokrotnie odkrywana i zapominana aż do początku XX wieku. W XIII wieku, Krzyżowcy często cierpieli na szkorbut. W czasie wyprawy Vasco de Gama w 1497, poznano lecznicze działanie owoców cytrusowych. W 1536 roku francuski badacz Jacques Cartier, w czasie zwiedzania rzeki Świętego Wawrzyńca, wykorzystał wiedzę lokalnych tubylców, aby uratować ludzi, którzy umierali na szkorbut. Ugotował igły z Wejmutki, aby zrobić herbatę, która jak się okazało zawierała 50 mg witaminy C w 100 gramach”. (zacytowano z http://szkorbut.pl)

Podobna historia zaistniała z podagrą, która okazała się rezultatem niedoboru witaminy B. Dziś również słyszy się wiele o witaminie B-17 (pestki jabłek, moreli, brzoskwiń – te ze środka skorupy jak na zdjęciu – niektóre gatunki traw) jako efektywnym sposobie zapobiegania rakowi i leczeniu jego wczesnych stadiów, ale jak możemy się domyślać oficjalne środowiska medycyny zachowują się tak samo jak 500 lat temu. Ponoć sprawa jest tak pilnie strzeżona, że w USA zakazuje się wręcz, stosowania i propagowania witaminy B-17. „W historii Ameryki to bezprecedensowy przypadek, żeby państwo ingerowało w sprawy dotyczące osobistej decyzji związanej z wyborem odpowiedniej terapii” – wspomniano na stronie internetowej omawiającej działanie witaminy (http://witamina-b17.com). Od lat 60-tych Ernst Krebs propagował swoje odkrycie na przekór farmaceutycznym molochom, które wymuszały ponoć nawet na rządach państw wprowadzenie surowych zakazów odnośnie dodawania śladowych ilości pestek do produktów spożywczych. Przyznam, że nie badałem tego, ale jestem skłonny z łatwością w to uwierzyć zważywszy na historię tych firm oraz fakt, że nowotwory stały się plagą dopiero w XX w. Za naturalne źródło tej witaminy uważa się pestki jabłek, ale staje się to towar coraz mniej dostępny. Coraz więcej jabłek nie ma pestek lub są one puste jak balon bez powietrza. 

B-17 to nie jedyna tajemnica, której nie wolno nam odkryć. Solidnie udokumentowaną skuteczną metodą leczenia raka są też antyneoplastony. Są to substancje obecne w ciele każdego zdrowego człowieka, ale nie występujące u chorych na raka. Człowiekiem, który zauważył tą zależność jest Stanisław Burzyński. Burzyński nauczył się również wyodrębniać te substancje i opatentował je. Gdy założył własną firmę i zaczął leczyć ludzi szybko stanęły mu na drodze rządowe organizacje. Wyniki osiągane przez tego uczonego są tak dobrze udokumentowane i są tak optymistyczne, że Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków – główna broń jaką posługują się rządzący przeciwko niezwykłemu uczonemu – nie była w stanie postawić żadnych zarzutów prócz tych o niedopełnienie formalności (skuteczność leku uznano za nieznaczącą w sprawie (sic!)). Rząd wydał kilkadziesiąt milionów dolarów na walkę z tym lekarzem, ale tysiące uzdrowionych z raka sprawa po sprawie stają za nim murem organizując wsparcie. Niestety cudowny i działający lek nie może doczekać się upowszechnienia, ponieważ wielkie firmy nie są w stanie zaakceptować faktu, że prywatna jednostka mogłaby czerpać korzyści z własnego odkrycia. Rząd hojnie wspiera wielkie firmy farmaceutyczne produkujące leki do pustoszącej organizm chemioterapii, której skuteczność sięga 0,9%, ale od lat odmawia wsparcia naukowcowi, którego skuteczność leczenia sięga 50%. Chcą wsadzić do więzienia człowieka, który jako pierwszy wyleczył glejaka pnia mózgu u dziecka (wspomnę, że medycyna „konwencjonalna” osiąga w tym przypadku 0% skuteczności). O tym jak rząd USA szkalował polskiego uczonego, kłamał na temat nieużyteczności jego odkrycia, próbował skazać na kilkaset lat więzienia, podtruwał jego pacjentów chcąc wymusić gorsze wyniki, a w końcu próbował ukraść patent, by móc doić miliardy z leku, który wcześniej sam uznał za niedziałający w niesamowitym filmie „Burzyński – Rak to poważny biznes”.
Kontrowersje panują też na temat marihuany, która zwalczana także w Polsce wykazuje ponoć doświadczalnie działanie przeciw rakowe (między innymi). W naszym kraju również są już prowadzone badania. W marcu 2015 roku rozgorzała dyskusja za sprawą dr Marka Bachańskego, neurologa i pediatrę w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka, który marihuaną leczył dzieci z padaczki osiągając spadek napadów o 90%. W październiku 2015 roku (zaraz po wyborach) Pan Marek został zwolniony dyscyplinarnie za narażenie pracodawcę na szkodę finansową w wysokości 2 tys. złotych i karę NFZ w wysokości 3 tys. (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Dr-Marek-Bachanski-o-przyczynach-zwolnienia-z-CZD,wid,17940868,wiadomosc.html). W Internecie można spotkać już wiele historii osób, które zawdzięczają tej roślinie swoje uzdrowienie z poważnych chorób.









Dzięki Ci Boże za Internet!
Konopia to niezwykła roślina, z której można produkować materiały tekstylne, materiały budowlane, papier, paliwo, lekarstwa (na bóle menstruacyjne, AIDS, raka, przeciw skutkom chemioterapii, migrenom…) itd. Levi's produkował spodnie z konopi, a Henry Ford zbudował w 1941 roku samochód z jej włókien i słomy, który miał być napędzany olejem z konopi. Był lżejszy od stali i wytrzymywał 10-krotnie większe obciążenia.

Jeszcze w latach 30 przepowiadano konopiom cudowną przyszłość. Dzięki rewolucyjnym rozwiązaniom technicznym z konopi można było robić niemal wszystko. Wielu widzi związek pomiędzy tą rewolucją, a zakazem upraw konopi w tym samym czasie. Związek ten okaże sie wręcz oczywisty, gdy poznamy firmę DuPont inwestującą w udoskonalanie włókien syntetycznych. Wynalazca nylonu straciłby ogromne pieniądze, gdyby konopie ukazały światu swoje zalety. Można powiedzieć, że Dupont jest tym samym dla przemysłu tekstylnego, czym Monsanto ze swoim GMO dla spożywczego. Bankierem DuPont był Andrew Mellon, który - jak to już bywa w świecie polityki i interesów - był jednocześnie szefem Ministerstwa Finansów. Polityczno-ekonomiczny związek powszechnego potępienia konopi, zwanej marihuaną i jej demonizowanie w charakterze narkotyku stanie się jasne, gdy odkryjemy, że Andrew Mellon mianował na szefa Federalnego Urzędu ds Narkotyków Harrego Anslingera – człowieka, który oprócz tego, że zasłynął z walki z marihuaną oraz wypowiadanymi na forum ONZ postulatami o ogólnoświatowym zakazie uprawiania tej rośliny był też... krewnym Andrew Mellona. Przypomnijmy - bankiera firmy, która straciłaby najwięcej na upowszechnieniu konopi. Hipokryzję świata polityki odkrywa fakt, że na czas II wojny światowej z konopi pozwolono produkować dla wojsk USA liny. To trochę tak jakby ksiądz zakazywał parafianom niemoralnego prowadzenia się za wyjątkiem tych dni, gdy jemu się chce. Zakaz uprawy tej rośliny staje się też zupełnie wyssany z palca, gdy odkryjemy, że można bez problemu uprawiać konopie bez narkotycznego działania (bez zawartości THC czyli tetrahydrokanabinolu). Łączenie farmacji ze światem polityki i ekonomi najwyraźniej zawsze rodzi kłamstwo.

Nie daj się uspokoić wynikami badań klinicznych. Większość z nich jest prowadzona i finansowana przez firmy farmaceutyczne. Zamiast odznaczać się naukową precyzją i uczciwością bliżej jest im do reklamy telewizyjnej wyolbrzymiającej zalety i przemilczającej wady. W telewizji TVN Style wyemitowano francuski film autorów Laurent Richard oraz Wandrille Lanos, w którym między innymi na przykładzie leku Fosamax (przeciw osteoporozie) przedstawiono dowody na to jak bardzo relacje ekonomiczne utrudniają badaczom przedstawianie obiektywnych wyników. Wspomniany lek niesie za sobą ryzyko działania niepożądanego w postaci martwicy żuchwy. Badacz w wywiadzie stwierdził, że prawdopodobieństwo wystąpienia powikłania wynosi 1 na 50.000 przypadków. Reporterka przytoczyła jednak dane z jego publikacji, na której informował o prawdopodobieństwie dwukrotnie mniejszym: 1 na 100.000. Najsmutniejsze jest jednak to, że niezależne od firmy farmaceutycznej instytuty wykazywały zagrożenie o 6 tysięcy razy większe: ponad 4 na 100 przypadków! Naukowiec bronił się nieudolnie. „Myślałem, że wynik jest stwierdzony” – twierdził. W końcu doszedł jednak do wniosku, że to chyba średnia z różnych badań.

Podczas, gdy przemysł prześciga się w proponowaniu farmaceutycznych rozwiązań naszych dolegliwości, to o środkach naturalnych nie wspomina się już wcale lub stosowanie ich określa jako szarlatanerię. Jest w tym dużo hipokryzji, ponieważ z jednej strony medycyna „konwencjonalna” całymi garściami czerpie z ziołolecznictwa czy energoterapii… i jednocześnie je dyskredytuje. Dlaczego? Ponieważ naturalne środki nie przynoszą zysków. To dlatego w żadnej reklamie nigdy nie usłyszymy o tym, by na niedobór żelaza zerwać pokrzywę, zrobić z niej napar lub spożyć w sałatce. Usłyszymy zaś o wspaniałym wyciągu z pokrzywy… w tabletce!  

Przemysł spożywczy

Nadchodzi era, w której o naszym zdrowiu będzie świadczyć nie to czy jemy, lecz to czy tego nie robimy. Modyfikowana żywność roślinna i nafaszerowane antybiotykami mięso to już stały element naszej diety, od której trudno uciec. Stało się tak dlatego, że wielkie restauracje typu fastfood wymusiły fabryczny sposób produkcji żywności na całym świecie (na zdjęciu 14-letni hamburger z McDonalds). Co więcej podobnie jak w każdej innej dziedzinie życia również w produkcji żywności następuje powszechna globalizacja skutkiem czego coraz więcej zależy od niewielu korporacji. Dla przykładu można podać statystykę przedstawioną w filmie Roberta Kennera „Ford.inc”. Autorzy ujawniają, że w roku 1970, pięciu głównych przetwórców wołowiny w USA kontrolowało 25% rynku, zaś w roku 2008 już cztery z nich 80 %. Gdy do tego dodamy fakt, że największym odbiorcą wołowiny jest McDonalds to łatwo będzie zrozumieć, że mięso kupione w sklepie nie będzie wiele się różnić od tego, które serwuje fastfood, ponieważ istnieje już niemal wyłącznie takie mięso. To trochę tak jak z ubraniami… jeżeli jesteśmy niestandardowo szczupli lub wysocy to nie możemy liczyć na to, że jakaś firma uruchomi partię towaru dla naszej wygody. Podobnie nieopłacalna staje się produkcja zdrowej żywności dla wytwórców, których głównym klientem jest fastfood. Dotyczy to nie tylko mięsa. Jak ujawnia Robert Kelner McDonalds jest również największym na świecie odbiorcą jabłek, pomidorów i sałaty. Fastfood jako główny rynek zbytu dla rynku żywności determinuje sposób produkcji na całym świecie. Jak na ironię jednak, gdy weźmiemy pod uwagę cały system tej produkcji wraz z kosztami zdrowotnymi, środowiska itd., to okaże się, że niska cena produktu jest tylko złudą za którą dopłacamy w podatkach, kosztach opieki zdrowotnej i własnym zdrowiem.
Podobnie jak w przemyśle farmaceutycznym większość produktów spożywczych produkowana jest przez dosłownie kilka firm (zdjęcie powyżej). Na skutek rozwoju przemysłu chemicznego tak jak ropa stała się składnikiem niemal wszystkich przedmiotów codziennego użytku, tak samo żywność została zdominowana ziarnami soi i kukurydzy czyli skrobią. Żeby nie być gołosłownym właśnie wybrałem z kuchni kilka zupełnie przypadkowych produktów i spojrzałem na ich skład. Margaryna – zawiera skrobię modyfikowaną, parówki Berlinki – białko sojowe oraz skrobia modyfikowana, sos czosnkowy Helmans – skrobia modyfikowana, ketchup Pudliszki – skrobia modyfikowana, nawet w cukrze wanilinowym Gellwe (waniliowy nie istnieje już na pułkach) jest wzmianka, że może zawierać śladowe ilości soi. Film „Food Inc.” podaje szereg innych zastosowań soi i kukurydzy do produkcji: sery, słodziki, cola, baterie, węgiel, mięso, lekarstwa, pasze (również dla ryb) itd. Nie zawsze występuje pod nazwą skrobi. Gdy znajdziesz na etykiecie kwas askorbinowy albo maltodekstrynę to również masz do czynienia z chemicznym przetworzeniem kukurydzy lub soi. Skoro tak wiele można z niej zrobić to nie trudno dociec dlaczego ziarna te zostały genetycznie zmodyfikowane (GMO) zwiększając kilkakrotnie ilości zbiorów (trzeba w tym momencie nadmienić, że w USA w 2008 roku już 90% soi było zmodyfikowan genetycznie – firma Monsanto). Gdy dodamy do tego okropne warunki chowu zwierząt oraz ich ubój, faszerowanie antybiotykami i hormonami, to zrozumiemy skąd się biorą epidemie i dlaczego społeczeństwa stają się coraz bardziej ospałe, otyłe, chorowite i nieszczęśliwe. Dziś niemal w każdym spożywczym produkcie znajdziemy „skrobie modyfikowaną”. Żyjemy naprawdę w kraju, który nie dosięgnięty jeszcze do cna zmechanizowanym przemysłem i zachodnim przepychem ma odrobinę prawdziwej żywności i możliwość dojścia do takiej niemal w każdej wiosce (chociaż nasz rząd też nie oparł się pokusie wprowadzenia GMO). Wspierajmy wiejskich gospodarzy nawet jeżeli ich towary są droższe niż te ze sklepu. To naturalne, że tak będzie, bo wkładają w to więcej pracy i czasu, ale być może dzięki temu jeszcze Twoje dzieci lub wnuki zdążą zaznać smaku normalnego jedzenia.

„Chodzi o to, że kultura, która widzi świnie jako masę proteinowej, nieożywionej struktury manipulowanej przez jakiekolwiek kreatywne metody, jakie człowiek może narzucić tym stworzeniom prawdopodobnie zobaczy też jednostkę w swojej społeczności i inne kultury w świecie narodów z taką samą pogardą, brakiem szacunku i kontrolującą mentalnością”
(jeden wiejskich gospodarzy w USA)

„Mówimy o władzy, scentralizowanej władzy i ta władza jest używana przeciwko ludziom, którzy naprawdę produkują żywność, jak rolnicy. Używana jest przeciwko pracownikom, którzy pracują dla tych firm a także przeciw konsumentom, którzy celowo utrzymywani są w niewiedzy o tym, co jedzą, skąd to pochodzi i jakie skutki to wywołuje w ich organizmach.”
(Eric Schlosser, autor książki Fast Food Nation )
Nie jest prawdą, że nic nie możemy zrobić. Każdego dnia w sklepie wybieramy kierunek naszego żywienia, wspieramy daną firmę i oddajemy na nią głos. To my – klienci, możemy zarządzać korporacją. Wystarczy tylko rozumnie robić zakupy, bojkotować producentów oszukujących nas i inwestować nasze pieniądze w zdrową żywność. Istnieją tylko takie produkty, na które istnieje popyt. Nie jest to jednak proste. Manipulacja, gra słowna i kłamstwo to dziś główne siły marketingowe przemysłu spożywczego, które nie zawsze łatwo dostrzec. Za przykład może posłużyć puszka z napojem mango (patrz zdjęcie), która z frontowej strony emanuje hasłem „Mango są naturalnym źródłem witaminy A”. Zaś w składzie mniejszym drukiem przedstawia się nam wartość witaminy A równą 0%. Mamy też 11+1 gratis zamiast starych 12, albo w ostateczności płytę CD do łososia. Producenci żywności balansując na krawędzi kłamstwa sprytnie sugerują, w bardzo wyrazisty sposób pozytywne cechy swego produktu, które w istocie nie istnieją. W każdym normalnej małej społeczności lub rodzinie coś takiego praktykowane przez rozmówcę uznane by zostało za oszustwo. Tymczasem, gdy producenci robią to na skalę krajową i światową jest to powszechnie akceptowane i uznane za dobrą reklamę!
Powszechnie już wiadomo, że coca-cola nadaje się jako odrdzewiacz. Zajrzałem na polską oficjalną stronę koncernu (http://www.cocacola.com.pl/forma-na-przyszlosc/fakty-i-mity.html). Można tam przeczytać na ten temat następującą informację:

„Czy Coca-Cola może służyć jako odrdzewiacz lub odplamiacz?
Powyższy mit wynika pewnie z obecności w Coca-Coli kwasu ortofosforowego, który jest w niej stosowany jako regulator kwasowości. Kwasy występują lub mogą być dodawane do wielu produktów spożywczych np. soków owocowych, produktów mlecznych czy innych napojów bezalkoholowych”.

Teraz zwróć uwagę na pokrętną odpowiedź. Po pierwsze koncern nazywa ów fakt mitem, a następnie sam przyznaje, że istotnie tak jest i dodaje, że swoje właściwości odrdzewiające napój zawdzięcza kwasom ortofosforowym. Potem krótko się usprawiedliwia, tym, że w innych produktach też występuje ów kwas. Oni naprawdę uważają, że jesteś idiotą. A czym jest kwas ortofosforowy?

„Kwas fosforowy (E338, nazwa Stocka: kwas ortofosforowy(V)Kwas fosforowy stosowany głównie do wyrobu nawozów sztucznych (np. superfosfatu podwójnego). W przemyśle spożywczym jest stosowany jako dodatek (E338) do napojów gazowanych (np. Coca-Coli) jako regulator kwasowości. Stosowany jest też do wytwarzania fosforanowych powłok ochronnych na metalach, do wytwarzania wielu środków farmaceutycznych, oczyszczania soków w cukrownictwie, odkamieniania armatury w ciepłownictwie, jako płyn do lutowania, w stomatologii, do wyrobu kitów porcelanowych, w lecznictwie i laboratoriach analitycznych. Jest także składnikiem fosolu – odrdzewiacza do stali”. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kwas_fosforowy)

Puszka coli zawiera około 10 łyżek cukru (potwierdzają to niezależne badania, co uważane jest przez koncern również za mit). Jak to się dzieje, że jesteśmy w stanie to wypić? Otóż dodawany kwas fosforowy niweluje smak cukru. Jaki jest więc sens podawania takich ilości słodzika? To proste – cukier uzależnia. Kuriozalnie więc dodaje się najpierw mnóstwo cukry, a następnie sztucznie tłumi jego smak, by klient nie zorientował się, że się uzależnia. To drugi, przemilczany powód, dla którego w coli występuje kwas fosforowy.

Jak to się dzieje, że zamiast hodować własne mięso, uprawiać własne warzywa, wyciskać własne soki i samemu przyrządzać posiłki decydujemy się na produkty fastfood, które są już wszędzie, a zwłaszcza w supermarketach? Cóż… może to dlatego, że musimy wstać o 6 rano i cały dzień pracować po to by jak trybiki w maszynie przetrwać kolejny miesiąc! Tak dochodzimy do mistrza manipulacji, krętactwa i kłamstwa – ekonomii.

Ekonomia

„Brakuje współrzędnej życia w tej całej teorii, w całej tej doktrynie. Co oni robią? Otóż wszystko, co robią, to śledzenie przepływu pieniędzy. To wszystko. Śledzą przepływ pieniędzy, przewidując z góry wszystko, co się w nim liczy. Po pierwsze: Nie ma żadnych współrzędnych życiowych! Po drugie: Wszyscy szukają rozwiązań, które zmaksymalizują ich korzyści. Co znaczy, że oni nie myślą o niczym innym tylko o sobie i o tym jak zagarnąć wszystko dla siebie. Oto ich główny cel: Wybrać to, co zwiększa korzyści, a jedyne, w czego pomnażaniu widzą korzyść, to pieniądze i produkty. A gdzie relacje społeczne? Nigdzie, za wyjątkiem wymiany w celu maksymalizacji korzyści. Gdzie zasoby naturalne? Nigdzie, za wyjątkiem ich eksploatacji. Gdzie rodzina i jej zdolność do przetrwania? Nigdzie. Oni muszą mieć pieniądze, jeżeli chcą cokolwiek nabyć. A czy ekonomia nie powinna się zajmować choćby w małej części ludzkimi potrzebami? Czyż nie jest to sprawa fundamentalna? Ale słowo "potrzeba" nie jest nawet w waszej encyklopedii. Rozkłada się ją na "zachcianki"... a co oznacza „zachcianka”? Oznacza chęć kupienia czegoś za pieniądze. No cóż, jeżeli (potrzeba) to jest pragnienie kupienia czegoś za pieniądze, to nie ma to nic wspólnego z prawdziwą potrzebą, ponieważ dana osoba może nie chcieć pieniędzy, ale rozpaczliwie potrzebować, na przykład zaopatrzenia w wodę. A może… żądza pieniądza ma zachciankę na złotą deskę klozetową. I dokąd to wszystko zmierza? Do złotej deski klozetowej. I wy to nazywacie ekonomią? Gdyby się nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że to chyba najdziwniejsze urojenie w historii ludzkiej myśli.”
(Dr John Mcmurtry, Uniwersytet Guelph w Kanadzie)
„Nauka o pieniądzu, spośród wszystkich dziedzin ekonomii, jest tą, którą przedstawia się jako skomplikowaną, by uniknąć i ukryć prawdę,
a nie po to by jej dociec” 
(Lord Acton)

„Gdyby ludzie znali funkcjonowanie systemu pieniężnego, rewolucja wybuchła by jeszcze przed świtem”
(Henry Ford, Twórca Ford Motor Company)
Ktoś mógłby powiedzieć: „ekonomia to nauka ścisła, nie ma w niej miejsca na uczucia, tak samo jak próżno ich szukać w fizyce lub matematyce”. Ekonomia to nie nauka ścisła tylko filozofia. Nauki ścisłej się nie wymyśla tylko odkrywa i jest zdeterminowana prawem natury, które łaskawie daje się poznawać. Ekonomia zaś nie tylko nie istnieje w naturalnym świecie, ale i działa przeciw niemu. Tylko ona może uczyć, że z trójki głodnych dzieci jedno dostanie trzy jabłka, a dwoje pozostałych zostanie głodnych.
Dzisiejszy system ekonomiczny powoduje, że ludzie bezdomni mieszkają w kartonach obok pustych i niszczejących domów. Hamuje rozwój technologii - nawet tej, która może ratować ludzkie życie – jeżeli z finansowego punktu widzenia technologie te są „nieopłacalne” dla korporacji i mogą wpłynąć na zmniejszenie ich zysków. System ekonomiczny określa materialne bogactwo jako jedyne źródło motywacji do działania, nie biorąc pod uwagę wdzięczności, pasji lub ciekawości. Przede wszystkim coś musi się „opłacać”. System ekonomiczny kreując pieniądz nie tylko na środek wymiany, ale również na towar sam w sobie, sprzyja istnieniu bezużytecznych zawodów nie wnoszących właściwie niczego pożytecznego dla społeczności np. cała bankowość. Te bezproduktywne miejsca pracy nagradza największymi profitami. Pracę niezbędną dla naszego przetrwania (rzemieślnictwo lub rolnictwo) ustawia na pozycji nieopłacalnej. Cały sektor produkujący materialne dobra uzależnia od wielkich korporacji, a całemu społeczeństwu przypisuje sektor usług. Zwróć na to uwagę… my niczego nie produkujemy i nie tworzymy. My podajemy, oferujemy, liczymy, sprzątamy, sprzedajemy, kupujemy, zamawiamy, przewidujemy, kontrolujemy. Ilu z nas umie upiec chleb, zrobić sobie buty, uszyć sweter, zrobić stół. Coraz mniej ludzi potrafi gotować. Pieniądz stał się substytutem wszystkiego – również wdzięczności. W nieprzemyślany sposób (a może bardzo przemyślany z drugiej strony) nadano mu wartość tak wielką i uzależniono od niego tak wiele istotnych rzeczy, że aby przetrwać musimy przyjąć idiotyczne reguły systemu. Pomyśl przez krótką chwilę… ile znasz problemów, które nie są związane z pieniędzmi? Prostytucja, bezdomność, rabunki, niewydolna opieka zdrowotna, wojna? Każdy z nich ma swe źródło w istnieniu pieniądza i jego pożądaniu. Prawdą są biblijne słowa zapisane blisko dwa tysiące lat temu: „Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy.” (1 Tymoteusza 6:10). Niestety problemy tworzone przez system ekonomiczny napędzają go jeszcze bardziej. Tam, gdzie istnieją problemy tam pojawiają się szanse na wielkie zyski. Ciężko zniszczyć system, który jest na zniszczeniu budowany i dzięki zniszczeniu się utrzymuje i rozbudowywuje. Z czasem społeczeństwo to zostanie tak biedne, że nie pozostanie mu nic prócz pieniędzy.

„Gdy wytną ostatnie drzewo i zatrują ostatnią rzekę, wtedy zrozumiemy, że nie da się jeść pieniędzy”
(Antoine M. R. de Saint-Exupery)

Pierwotne pojęcie własności zawierało w sobie myśl o równomiernym podziale i racjonalnym wykorzystaniu (John Lock). Współczesne zasady ekonomii pozwalają jednak na nieograniczone gromadzenie dóbr nawet jeżeli nie będą w ogóle wykorzystane. Mając wystarczającą ilość pieniędzy możesz na przykład wynająć kilka tirów, wykupić towar wszystkich piekarni w mieście i wyrzucić go na śmietnik pozostawiając głodnych ludzi. Wniosek jest taki, że współczesna ekonomia jest dogmatem gwałcącym naturalny i sprawiedliwy porządek rzeczy. Jest filozofią obmyśloną przez władców do wykorzystywania społeczeństwa. „Własność” w naszej rzeczywistości XXI wieku nie istnieje, istnieje tylko kradzież chroniona niesprawiedliwym prawem, do którego nie należy odnosić się z szacunkiem żadną miarą. System ekonomiczny odwraca priorytety, bo obce mu są jakiekolwiek zewnętrzne zmienne prócz dwóch: ile da się wyprodukować i ile da się sprzedać. Np 800 pól golfowych zużywa tyle wody co 16 milionów ludzi, w 2009 roku klub piłkarski zapłacił za piłkarza Cristino Ronaldo tyle ile w latach 1993-2010 uzbierała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (około 100 mln euro), w 2012 roku rozdano w naszym kraju 41 mln zł nagród dla urzędników i zwolniono personel Centrum Zdrowia Dziecka wraz z wstrzymaniem przyjęć dla 20 mln zł oszczędności… - oto priorytety ekonomii. Szkoda miejsca na przykłady, bo bardzo dobrze znamy ich setki.

„Kiedyś biednym nie zostanie do jedzenia nic… prócz bogatych”
(nieznany)
Istotne jest to, że pieniądz jest produkowany i kreowany przez wąską grupę ludzi. Kiedyś był on czymś stałym mającym pokrycie z złocie, którego ilość jest stała w naturze. Trudno zatem było nim manipulować. Ponieważ pieniądz dziś już nie ma pokrycia nawet w piasku na pustyni, a jego produkcja jest wciąż zmonopolizowana, stał się doskonałym narzędziem do zabierania biednym i dawania bogatym (stosunek bogatych krajów do biednych wynosił: 3:1 w roku 1820, 35:1 w 1950, 74:1 w 1997 roku). Nie tylko można go produkować bez ograniczeń, można nawet zaniechać dziś już fizycznej produkcji i stworzyć jedynie wirtualne cyfry na koncie. Gdy wielkie państwo pożyczy małemu krajowi oprocentowane wirtualne cyfry ten staje się niewolnikiem na długie pokolenia, ponieważ jedyne pieniądze możliwe do pokrycia długu są możliwe do zdobycia z tego samego źródła (znów na procent oczywiście i dlatego „dług publiczny” nigdy nie będzie spłacony). To jak diler, który uzależnia Cię od narkotyku i do tego jest jedynym w okolicy. Nie zastanowiło Cię nigdy, dlaczego bogate państwa nie dają maszyn rolniczych, żywności lub surowców tylko pożyczają pieniądze? Skąd się biorą pieniądze i dlaczego każdy kraj na świecie jest zadłużony, wobec kogo wszyscy ludzie na świecie mają długi??? W istocie… to tylko dilerzy, którzy z własnej inicjatywy niczego nie robią bezinteresownie. 

System ekonomiczny jednak idzie jeszcze dalej. Przygotuj się, bo teraz spadniesz z krzesła. Pieniądz to bowiem tylko jedna z sił niewolących w ekonomii. Kolejną są prawa patentowe. Mało kto wie, ale już od kilkunastu lat można patentować również „życie” wyprodukowane w laboratorium. W tym, co niezwykle istotne dla podstaw naszego życia – również ziarna. Ponieważ dzisiejsze ziarna powstają coraz częściej w laboratorium, coraz większa ich ilość poddaje się patentowi. W ten sposób korporacje przejmują kontrolę nad rolnictwem. Rolnik nie uprawia już ziemi z prawa natury, on teraz wykorzystuje do tego prywatną własność firmy – ziarno. Kiedyś ziarno odkładało się do siewu na kolejny rok dziś nie wolno tego robić. Przypomina to według prawa nielegalne kopiowanie DVD chronione prawem autorskim jako własność intelektualną. Dlaczego niema medialnej, publicznej debaty na te tematy? Ponieważ wszyscy Ci ludzie się dobrze znają i wspierają naszym kosztem. Np działacze wielkich firm (największa z nich to Monsanto) odpowiedzialnych za produkcję żywności GMO są jednocześnie wysokimi urzędnikami urzędów ds. żywności i leków.

„Zajmowałem stanowisko związane z regulacjami w zakresie biotechnologii. Szybko odkryłem, że zdaniem sektora rolnictwa i administracji rządu USA jeśli nie wydaje się pozwoleń na produkty biotechnologiczne czy wprowadzanie modyfikowanych odmian jest się antynaukowym przeciwnikiem rozwoju. W sektorze rolniczym było wiele osób, które nie chciały tylu analiz ile należało zrobić, bo za dużo zainwestowali w te produkty.
Spotykałem się z naciskami, żeby nie drążyć tej kwestii zbyt głęboko”
(Dan Glickman, Sekretarz Departamentu Rolnictwa USA 1995-2000)

„Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, żeby jedna firma miała tak duży wpływ na organy władzy na najwyższym szczeblu jak Monsanto z polityką GMO”
(Jeremy Rifkin, przewód Fundacji ds. Trendów Gospodarczych)

Z tego powodu właśnie odrzucono projekt o znakowaniu żywności GMO, i stąd też w zagranicznych sklepach półki z napisem ORGANIC (co jest na nasze szczęście przebiegłością producentów normalnej żywności, którzy pomyśleli: „skoro oni nie chcą oznakować swojej trucizny to my oznakujemy naszą zdrową żywność”). Oznacza to koniec publicznych upraw. Prof. dr. hab. Jan Narkiewicz-Jodko (i wielu, wielu innych polskich i zagranicznych uczonych) wymieniają wiele zagrożeń związanych z GMO. Pyłek z roślin transgenicznych wpływa niekorzystnie na rodziny pszczele i wiele owadów pożytecznych (badania Kaatza). W dodatku pyłki te mogą unosić się w powietrzu do 6 godzin docierając nawet na odległość kilkaset kilometrów zapylając uprawy ekologiczne. Wprowadzenie GMO jest procesem nieodwracalnym, ponieważ rośliny są organizmami żywymi i rozprzestrzeniają się samoczynnie. W Polsce GMO zostało zatwierdzone przez sejm za sprawą głosów polityków PO, PSL, PJN w „ustawie o nasiennictwie” (naturalnie bez debaty publicznej). Doprowadzi to do opatentowania żywności i zupełnie nieprzewidzianych i niezbadanych konsekwencji zdrowotnych. Co jeszcze gorsze nie ma obiektywnych informacji na temat GMO, ponieważ rzetelne badania prezentujące negatywne skutki GMO są blokowane. Wielkie korporacje natomiast prowadzą agresywne kampanie promujące GMO, zaś z krytyków czynią głupców głównie za sprawą mediów będących ich własnością. Jeżeli sądzisz, że od prywatnego ziarna daleko do prywatnej wody i powietrza to mylisz się.
Dotychczas patenty kojarzyły się z technicznymi rozwiązaniami, dziś w grę wchodzi też żywność (GMO), która dzięki zwyrodniałym prawom ekonomii już nie długo zepchnie naturalną żywność na karty historii. Patenty dotyczą już również bakterii. Tak, tak… Już niedługo biedronki zamiast kropek będą miały loga Nike, a może też staną się jej własnością. Gdy zaś zjedzą mszyce z twego pola, które będzie przynosiło Ci zyski odwiedzi Cię przedstawiciel firmy żądając od Ciebie pieniędzy, bo biedronka stanie się towarem przemysłowym. Firma Google ciągle pracuje nad swoim wynalazkiem - okularami Google sterowanymi ręcznie. Wiele serwisów ostatnimi czasy podało, że w związku z tym Google zgłosił całą serię patentów w tym znaki ręczne takie jak „serduszko” lub gest otaczania widoku w kadr filmowy . Oczywiście nie oznacza to, że niewolno z nich korzystać na co dzień, ale jeżeli powstanie program dla niesłyszących wykorzystujący te znaki to… nie powstanie, bo Google opatentowało znaki dłoni. Już nie długo później wycenią też nasze życie i przeliczą je na baryłki ropy (co już z resztą zrobiona w Iraku). Tymczasem krótka wzmianka z Boliwii, gdzie opatentowano… wodę.
W Boliwii doszło do czegoś niezwykłego, firmie z Francji udało się sprywatyzować wodę łącznie z deszczówką! Zmuszono ludzi do wyboru między jedzeniem, a wodą. Doszło do zamieszek. Była to cena jaką zapłacił kraj za pożyczki w Banku Światowym, który zażądał prywatyzacji wodociągów. Ale udało im się. Przewrót dokonał się w mieście Cochabamba, gdzie zginęło wówczas 6 osób i wiele zostało rannych. Przyzwyczailiśmy się do tego, że Ziemia, której nikt nie wyprodukował stawała się prywatną własnością, wiemy, że płacimy podatki od świeżego powietrza, ale… przyznacie… sprywatyzować wodę z deszczówką włącznie?! To musi rodzić bunt.

Inną ciekawą historią można usłyszeć w filmie „Korporacja” z 2003 roku. Wywiadu udzielili w nim reporterzy śledczy Steve Wilson i Jane Akre badający działanie hormonu wzrostu firmy Monsanto zwiększającego mleczność krów. Reporterzy odkryli w jak nieodpowiedzialny sposób pozwala się na dopuszczenie produktu do sprzedaży oraz jak wielkie rozbieżności istnieją pomiędzy badaniami niezależnymi, a zapewnieniami sprzedawców. Przed wyemitowaniem programu prawnicy formy Monsanto przesłali jednak do telewizji Fox News pismo grożąc surowymi konsekwencjami. Jak się okazało telewizja czerpała ogromne zyski z wykupywanego czasu reklamowego Monsanto i jej podobnych, a nikt przecież nie chce podcinać gałęzi na której siedzi. Telewizja proponowała reporterom łapówki za milczenie, potem im grożono zwolnieniem, a w końcu zgodzono się na wyemitowanie reportażu jeżeli wprowadzi się kilka poprawek, np. słowo „rak” zastąpiono zwrotem „powiązania zdrowotne”. Jednak poprawki trwały prawie rok, a gdy reporterzy zrozumieli, że program nigdy nie będzie wyemitowany postanowiono zwolnić ich bez podania przyczyny. Sprawa skończyła się w sądzie. Po trzech latach sprawę umorzono. W tym przypadku najsmutniejsze i najbardziej szokujące są jednak słowa dyrektora generalnego telewizji, który - jak zeznali reporterzy – powiedział, że „zapłacili 3 miliardy dolarów za te stacje telewizyjne i to oni decydują, co społeczeństwo powinno wiedzieć”.

Przykłady można mnożyć, a i tak cały system ekonomiczny można zamknąć w kilku zdaniach. System ekonomiczny to filozofia i proces zawężający relacje międzyludzkie do relacji handlowych. Wpaja nam, że wciąż trzeba coś wymienić na nowe, wszystko można kupić, a zepsutego się już nie naprawia tylko wyrzuca do utylizacji.

„Społeczeństwo przyzwyczajone do artykułów jednorazowego użytku ma skłonność tak samo traktować relacje międzyludzkie”
(Sandra Davis, specjalistka w dziedzinie prawa rodzinnego)
Coraz więcej rzeczy każe nam się oceniać przez pryzmat pieniędzy. Wpaja nam się system zachować, który jak szablon powiela się na każdą inną część życia. Tak właśnie jesteśmy zbudowani. Każda edukacja pozostawia w nas ślad, wzorzec działania. Jeżeli uczysz swoje dzieci, że muszą zarabiać, robić kasę i martwić się o przedmioty… to nie zdziw się jeżeli starość spędzisz samotnie potraktowany jak nieużyteczny odpad. Nie są to prawdy wyłącznie wielkiej ekonomii zza oceanu. W polskim czasopiśmie Coaching Extra nr 1/2014 na str. 14 możemy przeczytać: „Harówka po kilkanaście godzin dziennie, wspomaganie dopalaczami, utrata kontaktu z rodziną – oto los tysięcy młodych Polaków omamionych mirażem wielkich karier. Tak przynajmniej wynika z sondażu Wyższej Szkoły Pedagogiki Resocjalizacyjnej, zrealizowanego w 13 bankach i 21 koncernach w Warszawie i innych dużych miastach”.

Polityka i prawo

Powszechnie uznaje się system demokratyczny za szczyt społecznego rozwoju. Demokracja to z definicji rządy ludności. Tymczasem podwyższają nam podatki i wiek emerytalny mimo, że lud tego nie chce… budują nowe urzędy, choć lud tego nie chce… ustalają ustawy i prawa, których lud nie chce. Pierwszy podręczny przykłady z Polski w czasie, gdy pisze ten fragment. Akcja „Rodzice chcę mieć wybór” czyli ustawa, którą można streścić w następujących punktach (źródło: http://www.rzecznikrodzicow.pl/akcja-rodzice-chca-miec-wybor):

1. Rodzice będą decydować o tym czy ich dziecko rozpocznie edukację szkolną jako sześcio czy siedmiolatek.
2. Edukacja przedszkolna będzie prawem dziecka i obowiązkiem państwa a nie odwrotnie.
3. Rodzice będą mieli realny wpływ na program nauczania.
4. Podręczniki będą wybierać rodzice i nauczyciele a nie rząd.
5. Na wniosek rodziców przywrócone zostaną zajęcia dodatkowe w przedszkolach.
6. Podniesione zostaną standardy min. transportu do szkoły. 
Projekt podpisany przez ponad ćwierć miliona polaków, odrzucony w pierwszym czytaniu. „Demokracja”? Nie, dziękuję.
Demokratyczne, co najwyżej są głosowania na rządzących. Czyli mówiąc dobitniej pijaczek spod sklepu głosujący za butelkę wina będzie miał taki sam głos jak roztropny profesor dokonujący przemyślanej decyzji w głosowaniu. Poza wyborami demokrację trudno już zaobserwować. Wiele ważnych decyzji jest dokonywanych za plecami społeczeństwa (ACTA, GMO) lub wbrew naszej woli (dziedziczenie długów, ale brak dziedziczenia własnych składek ZUS) media zaś utrwalają jedynie w naszych umysłach nieprawdziwy stan rzeczy nierzadko ofiary przedstawiając jako przestępców. Co więcej… nic nie gwarantuje, że prawdziwa demokracja stała by się drogą do wybawienia od dzisiejszych trudności nawet, gdyby istotnie była praktykowana. Jak powiedział jeden polski polityk „większość to idioci, więc demokracja jest rządami idiotów”. Być może jedynym słusznym systemem jest anarchia, która z czasem nauczyłaby ludzi odpowiedzialności przed samymi sobą, a uspołecznione systemy takie jak opieka zdrowotna lub szkolnictwo mogłyby zniknąć na rzecz ludzkich zażyłości, życzliwości i lokalnych potrzeb – ale nie jesteśmy do tego dojrzali. Nie znam się na polityce, ale potrafię ocenić skutki pewnych działań i obserwować szkicujące się priorytety. Weź do ręki budżet krajowy i porównaj wydatki na zbrojenie z innymi. Będziesz zaskoczony jak nisko w porównaniu z nimi ceni się Twoje zdrowie lub edukację. Priorytety światowych polityków, co najwyżej ograniczają się do ciągłego dyskutowania o problemach (np. bezrobocie) zupełnie ignorując ich przyczyny (np. wysokie podatki) czym skutecznie maskują swoje prawdziwe intencje – chęć bogacenia się i rządzę władzy. 

„Polityka to wielka sztuka.
Trzeba ludzi przekonać, że muszą płacić za to, że się ich okrada”
(Andrzej Majewski)

U podwalin możliwości takich działań stoi chore prawo. Pełne absurdów nie tylko umożliwia przestępcze działania, które formalnie zostają usankcjonowane, ale krzywdzi też ludzi uczciwych i tych o dobrym sercu. Wystarczy przytoczyć głośny przykład piekarza, pana Waldemara Gronowskiego z Legnicy. Każdego dnia rozdawał niesprzedany chleb bezdomnym, domom dziecka i szkolnym świetlicom. Gdy w 2004 roku otrzymał tytuł Sponsora Roku zainteresował się nim urząd skarbowy, który za rozdane pieczywo naliczył VAT i podatek dochodowy w wysokości blisko ćwierć mln. zł. Zmuszony do sprzedaży całego zakładu i zwolnienia kilkunastu pracowników stał się kolejnym symbolem absurdu naszego prawa. Innym przykładem jest Aleksander Kowalczyk, który od lat produkował lizaki lodowe obłożone 7-procentowym podatkiem VAT, aż urzędnicy karbówki doszli do wniosku, że jego lizaki są w zasadzie napojem, a należny podatek wynosi w związku z tym 23%. Oznaczało to naturalnie bankructwo i ogromne długi wobec skarbówki. Rozumiem, że wciąż jesteśmy społeczeństwem potrzebującym odgórnego prawa, ale dlaczego nie można by wprowadzić jednej porządkującej zasady przy egzekucjach prawnych, mianowicie: „jeżeli zastosowanie jakiegoś przepisu prawnego jest bezdyskusyjnie paradoksalne, idiotyczne i krzywdzące to należy od niego odstąpić” i wystarczyła by ława 20 przypadkowych ludzi o przyzwoitym ilorazie inteligencji, która by w jedną minutę rozsądzała takie kwestie. Niebyło by kosztownych spraw o wafelka za 99 groszy, dziecko sprzedające lemoniadę nie musiałoby starać się o zezwolenie na handel obwoźny i kasę fiskalną, a mąż prowadzący działalność nie musiałby się bać, że gdy żona przyniesie mu kanapki do pracy to ZUS wezwie go do opłacania za nią składek (tak, tak… to nie żarty). U podstaw różnych praw stoją określone sytuacje, prawa nie są więc uniwersalne. Podam kilka dla rozrywki:
  • - W Singapurze nie wolno rzuć gumy,
  • - W Rosji nie wolno myć zębów częściej niż dwa razy dziennie,
  • - W Atenach, prowadzać samochód w stroju kąpielowym, ryzykujesz utratę prawa jazdy,
  • - W stanie Alabama (USA) zabroniona jest gra w domino w niedziele
  • W Arkansas (USA) mężczyzna ma prawo bić swoja konkubinę pod warunkiem, że nie robi tego częściej niż raz w tygodniu (to trochę jak w Starym     Testamencie, gdzie wolno było bić niewolnicę dowoli, aby tylko nie umarła - Księga wyjścia 21:19,20)
  • W Los Angeles (USA) mąż ma prawo bić żonę pasem, o ile szerokość pasa nie przekracza 3,6 cm,
  • W Provo (Utah, USA) obowiązuje przepis zabraniający wychodzenia psom z domu po godzinie 19:00,
  • W Libii w 1977r. sad, zgodnie z prawem islamskim, skazał na miesiąc wiezienia psa, który pogryzł człowieka,
  • Władze libańskiego więzienia Roumieh zakazały skazanym nudzenia się w celach,
  • Anwar Ibrahim, szef resortu finansów Malezji, wydal zakaz hodowania kwiatów w doniczkach,
  • W mieście Lepczyce (Białoruś) obowiązuje zakaz sprzedaży jajek. Jajka można nabyć wyłącznie w aptece, na receptę lekarską,
  • W Polsce zakazane jest noszenie przy sobie przedmiotów, w których ukryte jest ostrze (np. buty z wysuwającymi się kolcami lub laski ze szpikulcem). Zakaz nic nie mówi o tasakach lub półmetrowych nożach kucharskich,
  • Władze filipińskie zakazały latania samolotami pasażerskimi spadochroniarzom,
  • W Iranie, w toalecie nie można korzystać z gazety,
  • W Oklahomie (USA) obowiązuje zakaz rzucania czarów na nauczycieli przez uczniów
  • Indianki z plemienia Yanomami (żyją w Wenezueli i Brazylii) maja zakaz rodzenia dziewczynek. Za urodzenie dziecka płci żeńskiej grozi publiczna chłosta,
  • W Polsce obowiązuje zakaz fotografowania dworców kolejowych (co ciekawe zakaz został zlikwidowany formalnie w 2004 roku, ale w praktyce wciąż funkcjonuje! Jaka szkoda, że takiego mechanizmu nie stosuje się na korzyść obywateli. W naszym kraju możesz też mieć problemy za nie uiszczenie podatku od pierścionka zaręczynowego (art. 1 pkt 1 ust. 2 ustawy o podatku od spadków i darowizn), Urząd Skarbowy uznaje również za zysk zwrot za pogrzeb z funduszu inwestycyjnego i nakłada na to podatek, a jeżeli dostaniesz odszkodowanie od Urzędu Skarbowego w wyniku wygranej sprawy sądowej to fiskus będzie kazał zapłacić Ci za to… podatek. W naszym kraju obowiązuje też obowiązek jazdy na światłach w słoneczne południe, a zgodnie z wyrokiem trybunału konstytucyjnego część wynagrodzenia odprowadzana na naszą emeryturę (ZUS) NIE JEST własnością obywatela. 

Jedne prawa wzbudzają śmiech inne zmuszają do nieuczciwości. Na przykład bezdomni w USA napadają na banki okradając go na 1 dolara dla korzystania z darmowej opieki w więzieniach. Jeszcze inne sprzyjają poważnej niesprawiedliwości. Kim Schmitz właściciel Megaupload – portalu udostępniającego pliki (również chronione prawami autorskimi) został skazany na 50 lat więzienia podczas, podczas gdy Migiel Carano za brutalny gwałt i morderstwo otrzymuje 20 lat. Molestujący dziecko ksiądz otrzymuje 2,5 roku więzienia, a tymczasem nastolatek posiadający 3 gramy „trawki” może tam trafić na 3 lata. Więźniowie żyją w lepszych warunkach niż nie jedna pracująca rodzina, gdy tymczasem chorzy w szpitalach muszą płacić za oglądanie telewizji. Wystarczy porównać surowość kar za szczególne przewinienia, by zrozumieć, że prawo nie stawia za priorytet ochrony najwyższych wartości. Dla przykładu za podrabianie pieniędzy grozi do 25 lat więzienia (art. 310 § 1 K.K.), gdy tymczasem za gwałt ze szczególnym okrucieństwem grozi do 12 lat więzienia (art. 197 § 1 K.K.). A Ty kogo bardziej byś się bał na ulicy? Bo nasze państwo uważa gwałcicieli bijących ofiary do nieprzytomności za mniej zwyrodniałych od fałszerza.

Moim asem combo absurdu jest historia ze Stanów Zjednoczonych, którą znalazłem na www. http://joemonster.org. „Sprawa zaczęła się w październiku 2004 roku w piątym oddziale stacji pożarowej w Westchester. Żeby zabić nudę w oczekiwaniu na jakąś robotę, strażacy zorganizowali sobie turniej siatkówki plażowej, który wygrał 51-letni, czarnoskóry Tennie Pierce (na zdjęciu, przy mikrofonie), który z racji odniesionego zwycięstwa kazał zwracać się do siebie per "Big Dog" (Wielki Pies). Wracając do bazy strażacy postanowili coś zjeść, a dwóch białych kapitanów na służbie, Chris Burton i JohnTohill poszli do pobliskiego sklepu, by zakupić triumfatorowi, w ramach nagrody, puszkę karmy dla psa... Niestety, zanim zdążono wręczyć "nagrodę", z okazji skorzystał inny strażak, Latynos Jorge Arevalo i... dosypał psiej karmy Pierce'owi do spaghetti. Ten dopiero po trzeciej łyżce zorientował się, że coś jest nie tak, bo i inaczej smakowało, i koledzy śmiali się do rozpuku. Po wyjaśnieniach żartu, Big Dog przeprosić się nie dał, wyszedł trzaskając drzwiami i... wynajął adwokata, wraz z którym zaskarżył miasto o nękanie i rasową dyskryminację. W USA biorą takie rzeczy bardzo serio, więc po krótkim czasie Rada Miasta zaproponowała czarnoskóremu strażakowi rekompensatę w wysokości 2,7 miliona dolarów. W międzyczasie, ktoś "życzliwy" wysłał prasie zdjęcia, gdzie sam "poszkodowany" drwi z innych strażaków, robiąc im podobne żarty, np. chowając martwego szczura do szafki w przebieralni. Burmistrz miasta zawetował więc wysokość ugody i Tennie Pierce musiał się zadowolić skromnym 1,43 milionem dolarów. Tutaj historia dopiero nabiera rumieńców... Jako że miasto wydało ponad 2 miliony dolarów na odszkodowanie i koszty procesu, ktoś musiał ponieść tego konsekwencje. Ukarano więc winnych "niesmacznego żartu". Jorge Arevalo, latynoski strażak, który dosypał karmę bez wiedzy przełożonych został ukarany 6-dniowym zawieszeniem, kapitan Chris Burton został zawieszony w czynnościach służbowych na 30 dni, a kapitan John Tohill na dni 25. Ponadto obaj kapitanowie musieli zapłacić po 10 tysięcy dolarów kary. Burton i Tohill poczuli się niesłusznie ukarani i... zaskarżyli Departament Straży Pożarnej, czyli w sumie miasto. Akt oskarżenia opierał się na tym, że zostali potraktowani surowiej niż Jorge Arevalo (który bez ich wiedzy wrzucił karmę do spaghetti), ponieważ... byli biali, a więc złożyli kolejny pozew o dyskryminację rasową. Obaj chcieli iść na ugodę i dostać po 250 000 dolarów, ale miasto nie chciało nawet o tym słyszeć. Wzięli do pomocy prywatnego adwokata i... miasto zapłaciło Burtonowi 592 tysiące dolarów, a Tohillowi 1,052 miliona dolarów... Strażacy wygrali rozprawę i apelacje w sądach wszystkich instancji! Miasto straciło kilka milionów dolarów, a poszkodowanych nie ma...”

Brak holistycznego, powiązanego podejścia do problemów to poważna bolączka systemów politycznych i prawnych, które znajdując rozwiązanie problemu stwarzają jeszcze przynajmniej dwa inne, nowe. Przypomina to trochę łatanie rury, której każda kolejna łata w istocie osłabia całą konstrukcję.

„Im bardziej chore jest państwo, tym więcej w nim ustaw i rozporządzeń”
(Tacyt)

Jednym z błogosławieństw naturalnego porządku rzeczy jest mimowolna współpraca wszystkich dziedzin życia. Być może z potrzeby poczucia kontroli urządziliśmy biurokratyczną maszynę, która ma za zadanie opisać i uporządkować tą współpracę. Dowody osobiste, prawa jazdy, akty własności, deklaracje podatkowe, zaświadczenia, zgłoszenia ZUS, paragony, faktury, wpisy i wypisy, rejestry, świadectwa, akty, paragrafy, opinie, zezwolenia… Któż by pomyślał, że aż tyle będzie trzeba, by przeżyć krótką przygodę – życie. Precyzujemy tak wiele rzeczy, że coraz więcej z nich pozostaje nieuchwytnymi.

„Ekspert – ktoś, kto ma coraz większą wiedzę w coraz mniejszym zakresie, aż wreszcie wie absolutnie wszystko o niczym”
(Niell Bohr)

To jak próba wyłapania pojedynczo wszystkich ryb z jeziora zamiast zarzucić sieć. Nasza chęć uporządkowania jest jednocześnie powodem nieporządku. Rozwój informatyki i komputeryzacji będzie dla ludzkości kolejnym etapem wchodzenia w tą szczegółowość. Do niedawna ludzkość mogła mieć nadzieję, że może kiedyś zbraknie papieru, by niewolić ludzi nakazami, zakazami i obowiązkami, ale już niedługo jeden chip pod skórą będzie w stanie precyzować wszystko w naszym życiu od tożsamości po prawo do życia.

Religia

„Każda religia obiecuje wyzwolenie, ale nie za naszego życia”
(nieznany)

Wiara to przemożna siła. Wsparta wiedzą i nauką pozwala dosięgać sensu życia i pozwala rozumieć samo życie dając nieoceniony spokój i celowość istnienia. Jaka szkoda, że tak jej mało w religiach. Wszystkie wyżej wymienione w mojej pracy przywary ludzkich systemów zdają się kleić do religii tak samo chętnie. Wiara jest czymś otwartym, osobistym, szczerym i istniejącym w zgodności z naszym wnętrzem. Wiara to osobiste przekonanie, bardzo indywidualne i unikatowe, nie istnieją dwa jednakowe. Tymczasem religie są sztywne, zamknięte i piętnując wszystkie odchyły od ustalonego dogmatu w dodatku bardzo flegmatycznie reagując na nowe fakty.

„Dogmat - to nic innego jak wyraźny zakaz myślenia”
(Ludwig Feuerbach)

Największą religią jest chrześcijaństwo. Do wielu miejsc na świecie dotarło z pomocą ognia i miecza. Gdy już zagościło często utrzymywało się nie na filarach wiary i miłości, lecz strachu i przemocy. Słowa miłości głoszone na kartach Biblii oraz chrystusowe nauki o przebaczaniu, nie osądzaniu i traktowaniu innych jak samego siebie… potraktowano wąsko. Do dziś wyznania posiadają swego rodzaju elitę, która osądzać może, która mianuje się przedstawicielem Boga i przypisując sobie przywileje niedostępne dla innych wiernych. Może nie tylko osądzać i karać wedle swej nauki, ale czasami też kłamać, zatajać, zabijać i torturować chowając się za szczegółową interpretacją krótkich fragmentów Biblii. Tak oto otwieramy karty historii, o której chrześcijaństwo chciałoby zapomnieć, a wierni i ludzie świeccy określają bezdusznie jednym słowem przywołującym nam na pamięć niewiele konkretnych obrazów - inkwizycja. Po prostu była… i tyle, ale co o niej wiesz? Kościoły i organizacje religijne lubią uchodzić za strażników moralności, czystości i prawdy. Tymczasem przez stulecia były wrogiem podstawowych zasad sprawiedliwości i człowieczeństwa. Kościół powszechny trudniący się inkwizycją za czasów kilkudziesięciu wcześniejszych papieży powiedział „przepraszam” na swój bardzo osobliwy sposób, wpisujący się wyraźnie w polityczno-dyplomatyczny wybieg. Kościół potwierdza skruchę za „błędy popełnione przez tych, którzy służąc prawdzie uciekali się do nieewangelicznych metod” – wygłosił Jan Paweł II na początku naszego wieku. Sam nie wiem w końcu czy kościół przeprasza za siebie czy to może raczej odcięcie się od zbrodni i przepraszanie za kogoś innego. Na próżno szukać oficjalnego „my, kościół, papieże i ich współpracownicy mamy na swoich rękach krew niewinnych ludzi. Przepraszamy za naszych krewnych w wierze, którzy omamieni władzą lub brakiem wiedzy torturowali i zabijali ludzi dla boskich w ich rozumieniu idei”. Lecz mimo braku takich słów i tak ludzie wybaczają! Wybaczają choć Kościół nawet nie przeprosił. Przyzwyczajeni do streszczania ogromu zła do słowa „inkwizycja”, teraz syntetycznie rozważmy to, co w istocie Kościołowi swemu ludzie wybaczają. 

Inkwizycja - Co robiła?

W jednym z filmów o inkwizycji „Obrazy Goi…” w reżyserii Milosa Formana przedstawiono postać młodej kobiety, która przykuła uwagę swoich przyszłych oprawców nie jedzeniem pewnych produktów. Na nic nie zdały się jej tłumaczenia o gustach kulinarnych, oskarżono ją o innowierstwo. Dziewczynie związano dłonie z tyłu następnie uniesiono je wysoko aż stała na palcach z tułowiem mocno pochylonym do przodu. Jeżeli chcesz się lepiej wczuć w jej położenie usiądź na kanapie, pochyl się do przodu, a ręce oprzyj z tyłu o oparcie kanapy. Gdy masz je już wysoko oparte spróbuj oprzeć się cały. Utkwił mi ten widok w pamięci, choć to bardzo delikatna tortura. Choć film już tego nie pokazał to w praktyce po podciągnięciu pod sam sufit ręce wyłamywały się z barków, a po opuszczeniu kat nastawiał je, by móc powtarzać proces. Nawet po łamaniu kości kaci mieli obowiązek nastawiać kości, gdyż wedle inkwizycyjnej procedury, a w zasadzie, będąc szczerym…. po prostu kościelnej procedury, kaci mieli powtarzać łamanie kości nawet kilkakrotnie. Fantazja ówczesnych ludzi służących kościołowi nie znała jednak granic. Konstruowano specjalne narzędzia i nadawano im nazwy z religijnym przesłaniem jak np. „wahadło Judasza” lub „widełki heretyków”. Może zanim przejdziesz do porządku dziennego nad zbrodniami średniowiecznego chrześcijaństwa wyobraź sobie swoją siostrę, córkę, przyjaciela lub żonę. Postaw ich w miejscu oskarżonego, oczami wyobraźni popatrz jak siedzi na krześle przekonana o swojej niewinności. Sąd, który ją osądza wie już jakie zastosować metody, by wydobyć zeznanie. Program tortur obejmuje między innymi: wyrywania języka, wyłupywania oczu, rozwiercania uszu, wyciskanie oczu z oczodołów przez zgniatanie głowy, wyciąganie kończyć ze stawów, obdzieranie ze skóry, obcinanie, przypalanie i miażdżenie części ciała ze szczególnym upodobaniem genitaliów, łamanie kości, wyciąganie wnętrzności przy zachowaniu świadomości, zakopywanie żywcem. Być może masz drugą bliską Ci osobę, może więcej niż jedno dziecko. Inkwizycja częstokroć mordowała nie tylko całe rodziny, ale również okolicznych sąsiadów. Być może kolejna bliska Ci osoba to młoda kobieta. Być może zostanie poddana narzędziu, które nazywano gruszką. To metalowe narzędzie podobne z kształtu jest do gruszki do lewatywy. Wprowadza się je do pochwy lub odbytu, czasem również ust i za pomocą śruby rozwiera aż do rozerwania stosownej części ciała. Ostrza, które wystawały z trzech elementów tego okrutnego narzędzia, służyły do lepszego rozrywania jamy ustnej, odbytu bądź pochwy. Za tortury kaci byli opłacani z ręki rodziny. Ponoć za wykonanie kary śmierci rodzina zmarłego miała obowiązek wydać dla katów przyjęcie. Tak czy inaczej majątek Kościoła i tak bogacił się o dorobek nieszczęśników.

„Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie”
(słowa Lorda Actona wypowiedziane w kontekście władzy kościelnej!!!)

Niekiedy stosowano też bezsensowne próby mające na celu rozpoznanie winy. Na przykład kazano oskarżonemu wyjąć z gotującego oleju wcześniej wrzucony kamień. Jeżeli nie miał oparzeń (co rzecz jasna jest niemożliwe) był uznany za niewinnego. Inną absurdalną próbą była próba wody. Najczęściej dotyczyła oskarżonych o czary, których związanych wrzucano do wody. Jeżeli utonęli byli niewinni, jeżeli utrzymywali się na wodzie zostali skazywani (metodę tą stosowano również w Prawie Hammurabiego). W sieci można znaleźć mnóstwo podań również z Polski. Proboszcz z podkarpackiej wsi poddał próbie wody wszystkie staruszki z okolicy w wodach rzeki Waag z uwagi na długą suszę. Jedna z nich na nieszczęście nie tonęła. Torturowana przez obdzieranie ze skóry przyznała się do przeciwdziałania opadom i została osądzona. Tych, którzy uznają takie próby za okrutne odsyłam też do fragmentu Biblii z księgi Ks. Liczb 5:11-31, który poleca podobną praktykę. Jeżeli mąż podejrzewa kobietę o cudzołóstwo, a nie ma świadków na to, to kobieta była przyprowadzana przed kapłana i po skomplikowanym ceremoniale z ofiarami i recytowanymi zaprzysiężeniami dawano jej do wypicie „gorzką wodę, która ściąga przekleństwo” (według niektórych biblistów chodzi o truciznę) i jeżeli nic się jej nie stało to była niewinna, a jeżeli „jej brzuch spuchnie, a udo zmarnieje” to była winna.

Ludzie, którzy przechodząc nad czynami swego kościoła do porządku dziennego często też nie mają pojęcia za co poddawano torturom tych ludzi.

Inkwizycja - Za co?

Wydawać by się mogło, że „w imię Boga” mogło oznaczać tortury niewiernych, fascynujących się czarnoksięstwem lub innych jawnie deklarujących swoje odmienne od biblijnych poglądy. Prawda wygląda inaczej. Ludzie byli torturowani za sprzeciw instytucji! Wszystko po to, by heretyk zaniechał pokładaniu ufności w Bogu, a zaufał Kościołowi. Dokładnie tak. Większość „heretyków” dobrze sobie zdawała sprawę z tego, że Kościół występował w roli biblijnego antychrysta. Stąd też tyle siły i odwagi, by mimo takiej rzezi wciąż mu się przeciwstawiać i czerpać otuchę z biblijnych zapowiedzi prześladowań wierzących i obietnicy wybawienia. Inkwizycja nie zajmowała się grzesznikami, lecz ludźmi wybierającymi wierność Biblii zamiast Kościołowi stojącemu po dziś dzień w jawnej sprzeczności z Pismem Świętym. W kontekście hiszpańskiej inkwizycji Indian w meksyku Richard E. Greenleaf w książce „Zumárraga a inkwizycja meksykańska” wspomniał mnicha Domingo de Betanzosa, który uważał, że nie należy religijnie edukować Indian, gdyż mogłoby to im uświadomić ignorancję kleru. Ludzie byli mordowani przez usankcjonowaną przez kościół rzymskokatolicki inkwizycję nawet za samo posiadanie Biblii! Przemoc jej była tak ślepa, że nawet głoszenie oczywistych dziś faktów naukowych było karane śmiercią. 

Inkwizycja - Jak długo?

„Szacuje się, że podczas ostatniego i najbardziej okrutnego prześladowania chrześcijan za panowania [rzymskiego] cesarza Dioklecjana [w III wieku n.e.] zginęło ich na całym świecie około dwóch tysięcy. W pierwszej krwawej rozprawie w ramach krucjaty zorganizowanej przez papieża Innocentego [przeciwko „heretykom” we Francji] liczba ofiar śmiertelnych była dziesięciokrotnie wyższa. (...) Szokująca jest myśl, że papież jednym ciosem zabił więcej chrześcijan niż Dioklecjan. (...) [Innocenty] bez skrupułów czynił w imię Chrystusa wszystko to, czemu Chrystus był przeciwny” pisze historyk Peter De Rosa w dziele „Wikariusze Chrystusa — ciemna strona papiestwa”. O inkwizytorze Torquemadzie, dominikaninie działającym w Hiszpanii, napisał: „Wyznaczony na to stanowisko w roku 1483, sprawował tyrańską władzę przez piętnaście lat. Liczba jego ofiar przekroczyła 114 000, z czego 10 220 osób spalono”. Liczby nam nic nie mówią, ale gdy wyobrazisz sobie własne dziecko (nastoletnie dzieci również torturowano, młodsze litościwie zabijano, nie było to jednak regułą przestrzeganą) to rzecz wygląda inaczej. Wyobraź sobie własną córkę, siostrę, mamę, tatę, swoją dziewczynę, chłopaka… Łamią im kości, wyrywają język, wyłupują oczy i palą żywcem. Ale to nie dzieje się raz, to wszystko za chwilę powtarza się po raz drugi. Kolejna bliska Ci osoba. I to nie koniec…, bo jeszcze czeka Cię dziesięć takich obrazów, i jeszcze sto i tysiąc, i kolejny tysiąc, i jeszcze sto tysięcy…, a potem jeszcze Ty. I teraz powiedź, że wybaczasz. Ludzie przyjmują wiele informacji, ale nie skupiają się na nich. Nasza wiedza jest powierzchowna niemal we wszystkim. Gdy to sobie jednak wyobrazisz, skupisz się… może wtedy zrozumiesz, co to znaczy inkwizycja przez setki lat i miliony ofiar. Tak, setki lat. Inkwizycja nie była drobną kartą historii. Zapoczątkowana w XIII wieku trwała, aż po wiek XIX – sześć stuleci, kilkudziesięciu papieży, z których każdy udoskonalał narzędzia inkwizycji. Jak to możliwe? „Papieże woleli zaprzeczyć Ewangelii niż któremuś ze swych ‛nieomylnych’ poprzedników, gdyż podkopaliby tym samo papiestwo” - pisze wspomniany historyk. Zdaje się, że do dziś dogmaty, którym ofiary inkwizycji się sprzeciwiały są z resztą obecne (nieomylność papieża, zbawienie przez sakramenty, przeistoczenie opłatka…).

Jeżeli ktoś morduje, torturuje w najokrutniejszy przychodzący na myśl sposób ludzi, którzy stają w obronie swojej wiary… i w morderstwach tych trwa nie rok, ale setki lat… i zabija nie setki, lecz miliony… to czy rozsądnie jest wybaczyć? To takie zadziwiające, że ludzie są gotowi zlinczować jakiegoś Trynkiewicza, który zamordował czterech małych chłopców, a z czystym sumieniem i dumni wspierają instytucję, która przez setki lat kazała ludzi obdzierać ze skóry i miażdżyć im czaszki… za wiarę w rzeczy inne niż ustalone przez ową instytucję. Nawet nie dla nieopanowanej podniety, lecz dla zasady. To może nie być zbiegiem okoliczności, że ludzie, którzy za wszystko dziękują jakiemuś bogu tak rzadko dziękują drugiemu człowiekowi. 

„W chrześcijaństwie nie chodzi o bycie dobrym człowiekiem, a o zbawienie”
(nieznany)

„Moralność to czynienie tego, co słuszne niezależnie od tego, co nam powiedziano.
Religia to czynienie tego, co nam powiedziano niezależnie od tego, co jest słuszne”
(nieznany)

Chociaż małe kościoły nie noszą takich brzemion, to między nimi wszystkimi istnieje wiele podobieństw. Oczekują posłuszeństwa, chcą pieniędzy i bez względu na fakty będą bronić swych dogmatów do ostatniej możliwej chwili. Wyznania nagminnie naciągają tłumaczenia świętych pism wedle własnych interpretacji, dodają i wykreślają słowa, tendencyjnie i wybiórczo traktują oceny naukowe. Odżegnują się od pogańskich konotacji oskarżając o to religie konkurencyjne. Tymczasem wszystkie one są przesiąknięte wzajemnymi podobieństwami z okresów starożytnych. Dla przykładu wspomnijmy o indyjskim bóstwie Krisznie. Opowieść o jego narodzinach jest zdumiewająco podobna do znanej nam relacji o narodzinach Chrystusa. Tak oto wygląda w streszczeniu.

Z uwagi na wiele grzechów na Ziemi, Bóg Wisznu postanawia zniszczyć siły tyranii. Jednym ze złych władców był potężny Kamsa, władca Mathury (w północnych Indiach) i wróg królestwa dynastii Yadu. W dniu ślubu jego siostry Devaki i Vasudevy, rozległ się głos z nieba prorokujący, iż 8-my syn Devaki zabije Kamsę. Zły król najpierw postanawia zabić Devaki, jednak daje się ubłagać i zamiast tego planuje dzieciobójstwo. Przerażony opowieścią wędrownego mędrca o przygotowaniach dynastii Yadu na przyjście Pana wtrąca Devaki i jej męża do więzienia i zabija wszystkie wychodzące z jej łona dzieci. Kiedy Devaki była brzemienną po raz siódmy, w łonie jej pojawiła się ekspansja Kryszny, która została cudownie przeniesiona do innego łona. Bóg zapowiada, że to dziecko będzie również szczególne. Następnie rodzi się jako ósmy Kriszna, ale cudownie unika śmierci (źródło: http://vrinda.net.pl/vedanta/text.php?a=4&tyt=4&tom=1&b=&c=1&id=9055, ale tą samą historię znajdziesz nawet w wikipedii). Wzmianki o ubóstwionym Krisznie pochodzą z okresu wyprzedzającego naszą erę o blisko 900 lat.

Nie trzeba specjalnie się wysilać, by dostrzec tu podobieństwa do utrudzonego narodu żydowskiego (Yadu w opowieści o Krisznie), któremu zostaje przepowiedziany mesjasz (Kriszna). Mamy tu również dzieciobójstwo dokonane przez Heroda (Kamsę) z lęku przed swą władzą, podróżnych astrologów (wędrownego mędrca) zdradzających Herodowi narodziny Jezusa (Kriszny), cudowne przeniesienie boskiego dziecięcia do ludzkiego łona oraz szczęśliwe narodziny wybawcy. 

W oczy rzucają się tez podobieństwa z mitologią grecką. Matka Perseusza Danae została zamknięta na szczycie pałacowej wieży przez swego ojca Argosa (Arkizjosa), który dowiedział się o przepowiedni, że zginie z rąk swojego wnuka. Jednak Zeus przybierając postać złotego deszczu przez szczelinę w dachu dostaje się do środka i następuje niepokalane poczęcie. W taki cudowny sposób rodzi się Perseusz. Zły i okrutny król zamyka ich w skrzyni i wrzuca do morza. Odnajduje ich rybak Diktys (http://pl.wikipedia.org/wiki/Perseusz_(syn_Zeusa).
Jeszcze dobitniejszych podobieństw historycy doszukują się w cywilizacji starożytnego Egiptu. Llogari Pujol, teolog oraz były ksiądz w wywiadzie przeprowadzonym przez Victora Amellę dla La Vanguardia wyznaje m.in.(urywki wywiadu):

„Zbieżności są niezliczone! Już 3 tysiące lat temu faraona uważano za syna boga, tak jak potem Jezusa. Faraon był człowiekiem, a zarazem bogiem jak Jezus. Jego matce zwiastowano boskie poczęcie, tak jak potem poczęcie Jezusa. Faraon był pośrednikiem między ludźmi a bogiem, jak potem Jezus. Faraon zmartwychwstał, jak potem Jezus. Faraon wstąpił do nieba, jak potem Jezus”

„Ta modlitwa (Ojcze Nasz) znajduje się w tekście egipskim z 1000 roku przed Chrystusem i jest znana jako „Modlitwa ślepca”. W tym samym tekście znajdują się także słowa, które później staną się „Błogosławieństwami” Jezusa. Proszę posłuchać, cała teologia starożytnego Egiptu pojawi się w Jezusie. Również Stary Testament (600 lat przed Chrystusem) jest przeniknięty monoteizmem faraona Aketona (1360 r. przed Chrystusem).”

„Jest też tekst egipski (w języku demotycznym) z 550 r. przed Chrystusem, „Opowieść Satmiego”, w której czytamy: „Cień boga pojawił się przed Mahitusket (pełna łaski) i oznajmił jej: »Będziesz miała syna, którego będą zwać Si-Osiris«”. Czy to coś panu przypomina?”

„W mitologii egipskiej Set chce zabić dziecko imieniem Horus. Jego matka Izyda ucieka więc z nim. Tak jak Święta Rodzina ucieka do Egiptu.”

„Widzi pan ten obraz uczty? Znajduje się on na grobie egipskim w Paheri (1500 lat przed Chrystusem). Przedstawia zamienienie wody w wino przez faraona. Tego samego cudu dokona Jezus w Kanie Galilejskiej.”

„Istniał rytuał „zmartwychwstania” zmarłego faraona – uczestniczyły w nim kobiety – po czym wstępował on do nieba.”

W książce „Mitologia starożytnego Egiptu”, Jadwiga Lipińska i Marek Marciniak, za stronie 21 podają imię jednego z głównych bóstw egipskich Cherpi oraz podają jego znaczenie „Ten, który powoduje stawanie się” lub „Jest który jest” (Nuk Pu Nuk). W biblijnej Ks. Wyjścia 3:14 znajdujemy dla porównania „Ehjeh′ aszer′ ehjeh” jako imię Boga, co w tłumaczeniu znaczy dokładnie to samo.

W starożytnej „Egipskiej Księdze Umarłych” (Tablica XXXI i XXXII) może znaleźć zaś pierwowzór przykazań:

„O Am-Szut, który pochodzisz z Kareret! Nie kradłem.
O Neha-Her, który pochodzisz z Ra-Setau! Nie zabiłem człowieka.
O Unem-Zenef, który pochodzisz z Nemtu! Nie trudniłem się lichwą zbożową.
O Neb-Tu, który pochodzisz z Obu Prawd! Nie rabowałem przydziału chleba.
O Tenemi, który pochodzisz z Basti! Nie robiłem intryg.
O Aadi, który pochodzisz z Junu! Nie rzucałem oszczerstw” itd.

Również obrzezanie, które miało być symbolem przymierza z prawdziwym Bogiem było kultywowane właśnie w Egipcie od około 5000 lat p.n.e. Obrzezania w Egipcie dokonywali fryzjerzy (źródło: Internet – www.obrzezanie.com oraz www.sciaga.pl za czasopismem „Egipt. Bogowie i faraonowie” oraz „Przez Wieki” D. Musiał, K. Polacka, S. Roszak, podręcznik do I klasy gimnazjum).

„Oczywiście nie oznacza to, że literatura biblijna jest plagiatem, czy prostym zapożyczeniem egipskim. Jasne jest jednak, że przed Biblią istniały już w starożytnym Egipcie utwory o podobnej tematyce, zawierające podobne wątki i podobne rozwiązania ideowe. Są wśród nich jednak i takie, które znacznie wykraczają poza ogólnokulturowe podobieństwa i są tak bardzo zbliżone do egipskich, że nie istnieje inna możliwość, prócz hipotezy zapożyczenia.” – podsumowano te i inne zbieżności na stronie internetowej: www.racjonalista.pl/kk.php/s,181.
Wiele podobieństw istnieje również pomiędzy kultem Mitry, a znanym chrześcijaństwem. Dla przykładu narodziny Mitry obchodzono w dniu przesilenia zimowego czyli 25 grudnia, a jego śmierć i zmartwychwstanie w dzień wiosennego zrównania dnia z noc. Znak krzyża (będący w istocie znakiem słońca u pogan-patrz zdjęcie) występował niemal dwa tysiące lat przed Chrystusem w Babilonie. Erika Sjoblom w artykule „Mitra: pogański Chrystus” dla onet.pl cytuje na wstępie Chasa S. Cliftona: „powszechnie (mitrianizm) uznawany był za jednego z głównych rywali chrześcijaństwa w czasach Cesarstwa Rzymskiego; wraz z kultem Sol Invictus dostarczył chrześcijaństwu symboli i praktyk, które pozostały do dzisiaj. Z powodu obrzędu podobnego do chrztu oraz wspólnego posiłku wtajemniczonych, przypominającego chrześcijańską Eucharystię, część wczesnych chrześcijan widziała w mitraizmie zagrożenie" („Encyklopedii herezji i heretyków”, autor Chas S. Clifton). „Niezwyciężone słońce” (Sol Invictus) jak mawiano o Mitrze pozostało w naszej kulturze na dobre nie tylko w poglądach i obrzędach, lecz także w uświęconej niedzieli, która była dniem Mitry (stąd w niektórych językach dosłowne tłumaczenie niedzieli brzmi „dzień słońca”, sunday). 

Z drugiej zaś strony… Justyn Męczennik żyjący w drugim wieku naszej ery pisał:
„Jezus wziął chleb, dzięki składał i mówił: ‘To czyńcie na pamiątkę Moją. To jest Ciało moje’ [Łk 22:19-20]. I podobnie wziął kielich, dzięki składał i mówił: ‘To jest Krew Moja’ [Mt 26:28]. I rozdawał im tylko samym. I to złe demony podrobiły w Mitry misteriach, które według ich podania, właśnie tak się odbywać mają. Otóż przy obrzędach wtajemniczania stawia się chleb i kielich z wodą, a potem wymawia się słowa, które znacie, albo się o nich dowiedzieć możecie” („Apologia” I:66,3-4). 

Czy istotnie Szatan mógł celowo upowszechnić biblijne proroctwa i obrzędy w pogańskich religiach, by w ich perspektywie chrześcijaństwo wyglądało niewiarygodnie? Być może. Takie rozwiązanie proponował Justyn. Im więcej miał wątpliwości tym bardziej winił za to Szatana. Nowożytni duchowni nie zmienili się bardzo w tym podejściu równie mocno darząc niechęcią wątpliwości i sceptycyzm. Z pewnością nie podpisaliby się pod piękną prawdą: 

„Sceptycyzm jest początkiem wiary” 
(Oscar Wilde) 

Ludzie mają tendencje do utożsamiania krytyki ich religii z krytyką samego Boga. To taka egocentryczna narośl, która każe im sądzić, że „ja mam rację, a jak ktoś zaprzecza, to zaprzecza samemu Bogu”. Jest jednak wiele zmiennych pomiędzy Siłą Sprawczą naszego istnienia (bez względu na to jak ją nazwiemy), a naszymi przekonaniami na jej temat. Ten egocentryzm nie może być usprawiedliwieniem dla kłamstw lub – od strony wyznawców - sprzeniewierzenia rozumnego przeżywania duchowości na rzecz zinstytucjonalizowanego masowego posłuszeństwa. 

„Miłujący Boga nie mają religii, tylko samego Boga” 
(nieznany)
Kreator stron www - szybka strona internetowa