„Piękno”

Nade wszystko ciemności w urokliwej poświacie oblane
I drzewa cieniem na ziemię zstępujące, księżycowym blaskiem słane.
Niebo w zachodzie słońca pogrążające horyzonty
I w zmierzchu coraz ciemniejszym gwiazdy coraz jaśniej tlące.
Nade wszystko cisza melancholijnie przeszywająca liści szum
I powietrze od lasów i jezior po cmentarne mogiły, co chłodnym ciepłem
Nagie dusze okrywając spaceruje wśród rozbitych dni.
Nade wszystko enigmatyzm nocnego mroku sączącego w bezdenną otchłań czerń
I północna melodia, która noc przywraca nawet w dzień.
Bezimienne pola w przestrzeni zaklinające urok spadających gwiazd,
A wśród nich z wzrokiem w ich majestat wbitym – ja.

…i mój cały świat.

Nade wszystko serca bicie w ciemnych taktów rytmie,
W anatomii ciszy tlące…
W magii życia tlące wieczne życie.
Łza w niepokojącym uwielbieniu wylana, co w końce swych własnych źródeł opada
I krew w ciele krążąca jak kruków pod niebem gromada.
Nade wszystko ogniem uwodzenia czarem… myśli w zachwycie płonące.
Oddech w piersi zaparty jak w śnie przez chmury spadając
I w powietrzu czernią swobodnie przesyconym cienie liści tańczące.

Nade wszystko cud tego całego piękna do serca płynący…
Nade wszystko wyobraźni szlak w mistyczne ścieżki wiodący…
Nade wszystko część w podziwie tej magii przed święty tron złożona
I modlitwa w podzięce za to zmówiona.
Amen.


„Mój świat”

Chodź… pokaże Ci mój świat…
W nim zanurzyć możesz strach, w nim zagubić możesz czas.
W świecie moim znajdziesz szczęście, które nigdy nie zyskane ciągle czeka właśnie tam.

Są tu myśli nie poznane i marzenia jak w Twych snach.
Słowa cicho wyszeptane, które poznać chciałby świat.
Odpowiedzi na pytania, których nikt nie może znać.
Jest tu miłość oraz magia, których pragniesz… tak jak ja.

Świat mój Ciebie jest tak bliski…
Skuty murem i metalem wrota swoje pozostawił
Wciąż otwarte nie dla wszystkich.
Tylko Ciebie tu zapraszam, tylko Ciebie tutaj chcę
Tylko Tobie o tym mówię, tylko Ty ten słyszysz wiersz.

Tutaj wstydzić się nie musisz, tutaj wszystko dobre jest
Nic Ci złego tu nie grodzi ani zimno, ani deszcz
Ani gniew złych ludzi wszystkich, 
Ani nawet zło i śmierć.

Mocno trzymam Cię za rękę, tak byś czuła się bezpiecznie
Mocno tulę Cię w ramionach żebyś czuła, że tu jestem.
Że nie zdoła Cię nikt skrzywdzić, że nikt Ciebie stąd nie weźmie...
I że nawet w mroku będę trzymać mocno Cię za rękę.

JA, co zbawić chciałby świat,
Jednak zrobić nic nie mogąc własny stwarza innym raj.
JA, co ze swych własnych dłoni karmić Ciebie będzie sam.
I już nigdy nie pozwoli byś z miłości miała łkać.

Nie jestem poetą, jestem złodziejem myśli,
Ani muzykiem… odkrywcą tylko.

Klaustrofobiczny niepokój.
Dyskomfort ograniczonej wyobraźni.
Gdzieś musi istnieć świat nigdy nie odkryty.
Świat bez dobra, zła, życia, śmierci…
Inny i żadnymi słowami nieopisany.
Będę jego odkrywcą
…jeśli między duszami naszymi jest gdzieś ukryty.
Lub stwórcą jego,
…jeśli w łonie umysłu żadnego nie został jeszcze spowity.


„Do Boga”

Samotny w swym własnym świcie szukam swego bliźniego jak gwiazda szuka księżyca by wzmóc mroki nieba nocnego.
Samotny w czerwono-czarnej wyobraźni czuję rozkosz spadających gwiazd –już umierających, lecz z siłą płonących.
Do ostatniej chwili znać będę piękno tego świata i z miłością spojrzę na ten świat. Czy grzeszę, czy hańbię? Odpowiedź mi Boże!
Nocy kolorowej szarość Ty stworzyłeś. Drzewa jak żyły się rozwidlające i zastępy ich sam ustanowiłeś.
Księżyc jako świadka swego wziąłeś Jeden i sam mrocznym i potężnym siebie ozdobiłeś.
Czy nie kochać mam świata, który mi stworzyłeś? I czy łza w niepokojącym uwielbieniu wylana nie jest Ci łzą zachwytu nad Twym własnym „Ja”?
Nawet, jeżeli odpowiesz… nie zmienisz już tego. Zakochałem się w tym świecie miłością dozgonną.
I nie każ mi wyborów podejmować, bo nie zdołam tego. Miłości swej dochowam, bo jest w tym Twe piękno.
Czy dawno nie odkrytą boską duszę wołam? Czy z złudą w swym zachwycie z bożej ręki skonam?
A może nie znam Cię w ogóle i czarnym całunem swe ciało przykrywam w głos sławiąc to piękno, które mnie zabija?
Znów szum wiatru, co po drzewach jesiennych liście smutne trąca. To Ty idąc drogą jak człowiek rękę swą wyciągasz.
Gdy białe słońce jak koronę gwiazd wśród zmroku wkładasz, dusza Twa nostalgią staje się przez chwilę.
Jak mógłbym nie hołdować? Jak nie czuć z Tobą, nie miłować…?


„Ofiara”

… i podeszła jasnym światłem
Szarzejącym w ogniu zła,
Szpecąc ciemność jasnym blaskiem,
Szpecąc pięknem piekła dna.
Co noc myśląc nie myślała.
Co dzień żyjąc umierała,
A gdy nadszedł znowu zmierzch
Jeszcze raz się naradzała.
Wychodząca z ust topieli
Z mroźnym wzrokiem pośród wód
Znów zamyka swoje oczy.
Z martwych wstanie kiedyś znów!


„Mojej melodii okrutne malunki” (napisany czerwca 2001 roku)

Mrok, tajemnica, głębiny ciemności,
Wiatry cmentarne piekielnej czeluści,
Oto pejzaże kreślone melodią,
Dźwiękiem płynącym w młodzieńczy umysł.

Zjawa ognista wkraczam w mą duszę,
Gdy słucham słów ponurej piosenki.
J chociaż zaklęć jej słuchać nie muszę
Wciąż w sercu powtarzam uroki tej pieśni.
Ona odkrywa ponure uczucia,
Ożywia potwory w moim umyśle.
Chcę czuć ją w sobie, w duszy i w sercu,
Popłynąć dalej w nieznanym zamyśle.
Niech nikt nie ratuje, ratunku nie wołam,
Niech każdy sam w sobie chęć śmierci pokona.
Jam jest jej sługa, melodii usłucham.
Gdy dźwiękiem zawoła na rozkaz jej skonam.
Pogrążę na zawsze światło i ufność,
Zabiję wiarę, nadzieję na jutro.
Odwadze i walce pomogę usnąć,
Nie będę już kochał, nie będzie mi smutno.
Szepty utworu dodadzą mi chęci,
Podadzą truciznę w omdlałe dłonie.
Lekko odejdę w dolinę śmierci.
Smutek wraz z żalem zostanie po mnie.
Nic mnie nie zwiodą uczucia matki,
Nic mnie nie zwiodą uczucia bliskich,
Nie zwiodą mnie nawet Twe słowa – kochanki,
Posłucham jedynie dźwięków ognistych.
A kiedy już napój popłynie do krwi,
By zdziałać to, z czym został posłany
W umyśle nie będzie wspomnień mych dni,
Bo będę hołdował melodii wspaniałej.

Mrok, tajemnica, głębiny ciemności,
Wiatry cmentarne piekielnej czeluści,
Oto pejzaże kreślone melodią,
Dźwiękiem płynącym w młodzieńczy umysł.


„Modlitwa o Koniec”

Boże… bardzo Cię proszę o koniec!
Bym mógł ze spokojem w głowie
Nie zadając drenujących umysł pytań
Spać spokojnie otulony w kołdrę.

Bym na uszy swe o śmierci nigdy więcej już nie słyszał,
Bym kobiety skatowanej na swe oczy już nie widział.
Żebym dziecka skonanego swymi dłońmi nie podnosił
Żebym ciała spalonego wdychać już nie musiał woni.

Bym kierować się mógł cudzym, a nie tylko własnym dobrem
Bez ludzkich zakazów i krzywych spojrzeń.
Bym sam z własnej woli miał spojrzenie Twoje.I bym nie pisał już wierszy błagając o koniec.
Kreator stron www - szybka strona internetowa