Nauka a religia


Zdaje się, że religia i nauka bardzo często są w naszych umysłach postrzegane jako rywalki. Dzieje się to zwłaszcza w umysłach wielu religijnych ludzi, którzy wiarę postrzegają w oderwaniu od czegokolwiek, z czego wiara ta powinna wynikać. Są też tacy, którzy próbują godzić wiarę i naukę naginając odrobinę raz jedno, a raz drugie. Jednak problem bierze się z pojmowania nauki i religii przez pryzmat ludzkich określeń ich obu. Oczywiste jest, że nauka nie raz się myliła, zdarzają się też oszustwa i fałszerstwa. Bardzo podobnie dzieje się w religii, której można by przypisać długą listę śmiesznych, naiwnych lub czasem okrutnych i barbarzyńskich nauk. Trudno, więc liczyć na osiągnięcie jakiegoś porozumienia między dwiema dziedzinami, które jak pokazuje historia w obu przypadkach, od wieków dalekie są od prawdy.

 

Nie oznacza to jednak, że porozumienie jest niemożliwe. Powiem więcej… sądzę, że religia i nauka są skazane na porozumienie. Należałoby jednak właściwie zdefiniować naukę i religię. Zwolennicy religii często wytykają pomyłki nauki twierdząc, że nie można jej ufać. Tymczasem nie istnieją błędy nauki. Są jedynie pomyłki lub nieuczciwości naukowców. A przecież nauka i naukowiec to nie to samo, podobnie jak za nierozsądne uznamy porównanie mleka do mleczarza. W ten sam sposób możemy potraktować Boga i religię. Tak jak ocena Boga przez pryzmat dzisiejszych niedoskonałych religii jest skazana na błąd, tak ocena nauki przez pryzmat nieuczciwych naukowców jest nieuczciwa. Tymczasem doskonałości takie jak Bóg i nauka, prawa przyrody i logika są ze sobą zgodne w całej okazałości od zawsze. Można wręcz powiedzieć, że bezsensowne jest jakiekolwiek rozgraniczanie Boga i nauki, gdyż nauka jest też nauką o Bogu – podobnie jak analiza wiersza i jego problematyki jest jednocześnie analizą autora i jego uczuć, a prawa przyrody pojmowane za pomocą nauki są w pewien sposób Bogiem, pod którego dyktaturą jest nasze spanie, wstawanie, potrzeba jedzenia i wszystko inne.

Problem naukowca

Nauka sama w sobie jest obiektywna i pozbawiona ego. Jej odkrywcami są jednak ludzi pełni prywatnych ambicji i własnych interpretacji rzeczywistości w przeciwieństwie do nauki, która jest po prostu informacją i chłodną analityką. Wielu naukowców z góry odrzuca istnienie osobowego Boga. Trudno powiedzieć, na jakiej podstawie. Znany od zawsze związek przyczynowo skutkowy każe raczej uważać, że tak jak tańczące w powietrzu liście dowodzą istnienia wiatru, tak inteligentne istoty dowodzą inteligentnego projektanta. Co więcej wiara w osobowego Boga istnieje w ludzkich umysłach niezależnie od kultury, a każda ludzka potrzeba zdaje się mieć źródło swego zaspokojenia – dlaczego potrzeby duchowe miałyby pozostać bez zaspokojenia? Nie każdego mogą przekonywać argumenty za istnieniem Stwórcy i trudno zmuszać kogokolwiek żeby na nasz rozkaz zaczął w to wierzyć. Rzecz polega jedynie na tym, by na to, czego nie znamy pozostać otwartym. Tak długo jak nie będzie istniał niepodważalny dowód na istnienie lub nieistnienie Boga tak długo kwestia ta powinna pozostać otwarta również dla ateistycznego naukowca.

Problem "wiernego"

„Jeżeli Bóg istnieje, to z pewnością ateizm mniej go obraża niż religia” (Edmond i Jules de Goncourt, współpracujący ze sobą dziewiętnastowieczni pisarze francuscy)


Religia jako nauka o Bogu sama w sobie też powinna być obiektywna i pozbawiona ego – w istocie swego znaczenia taka właśnie jest. Jednak „wierni” w dużym stopniu zaprzedali jej „naukowość” na rzecz osobistych interpretacji i dogmatów czym przyczyniła się do wniosku zawartego w cytacie. W rezultacie zdaje się, że dowody naukowe, logika, a wreszcie nawet sam rozum będące dziełem boskim ustąpiły miejsca pustej filozofii lub nienaukowym źródłom wiedzy. Religia przestaje być nauką, a zostaje filozofią. Tymczasem świat nauki u swoich podstaw świadczy o przymiotach Boga dobitniej niż książki lub dogmaty.

Czemu zaufać

Naukowcy nie przekazują uczciwej nauki, tak jak wierni nie wyznają prawdziwej religii. Jest to niemożliwe choćby przez wzgląd na nasz niedoskonały umysł, a ciągłe zmiany widoczne na przestrzeni wieków w obu tych dziedzinach są niezaprzeczalnym świadectwem tego twierdzenia. Jest jednak coś, co wywyższa naukę ponad religię. Kiedy religia głosi jakiś niepopularny pogląd jego wyznawcy mówią czasem: „zobaczycie, że z czasem nauka to potwierdzi”. Kiedy naukowiec głosi rewolucyjną teorię nigdy jednak nie powie: „kiedyś religia również dowiedzie, że tak jest”. Dowodzi to dwóch rzeczy. Po pierwsze okazuje się, że nawet osoby religijne traktują naukę jako wyznacznik prawdy przypisując jej potwierdzenie tego, co ich religijne umysły uznają za prawdę. Po drugie fakt, że ani nauka, ani religia nie są dziś niezmiennymi, stuprocentowymi prawdami zmusza nas do ich lepszego poznawania i pogłębiania źródeł wiedzy na ich temat. Mówiąc krótko wymaga to krytycyzmu! I jest to moment, który bardzo jaskrawie wynosi naukę nad religię. W świecie nauki podważanie nawet najbardziej oczywistych prawd spotka się z zainteresowaniem, jeżeli naukowiec wykaże wiarygodną argumentację. W świecie religii często wystarczy wspomnienie o argumentacji podważającej dotychczasowe poglądy, by zostać bluźniercą. Świat nauki nagradza wszystkich odkrywców i rewolucjonistów, a każde odkryte kłamstwo jest celebrowane jako krok bliżej do prawdy. Świat religii zaś piętnuje tą aktywność lub przekazuje ją w ręce wąskiej grupy duchownych często przydających sobie do tego miano nieomylnych, natchnionych, wybranych itd.

To wyjaśnia, dlaczego poglądy religijne rozwijają się bardzo wolno, a naukowe niezwykle dynamicznie. Wyjaśnia to również, dlaczego dom, w którym mieszkasz, samochód, którym jeździsz, chleb, który jesz, zdolność czytania, którą teraz wykorzystujesz, a nawet mydło, którym się dziś myłeś… zawdzięczasz boskiej dziedzinie, która się zwie „nauka”, a nie „religia”. W zasadzie jedyne, co oferują instytucje religijne to obietnice. W tym sensie wydaje się bliżej polityki niż nauki. System wierzeń wielu wyznań stał się tak bardzo skostniały, że nawet w kategoriach etyki to historia, psychologia, logika lub ludzkie wnętrze samo w sobie (również precyzowane przez naukę) odkrywa więcej i pomaga rozumieć więcej niż religia. Prowadzi to do słusznego wniosku, że religia bez nauki nie ma żadnej racji bytu. Jest raczej interpretatorem nauki. To medycyna odkrywa, co jest zdrowe i czyste, a czego należy unikać. To archeologia i historia potwierdza wiarygodność relacji lub autentyczność pism uznawanych za święte. To psychologia odkrywa sposoby argumentacji, tłumaczy ludzkie skłonności i potrzeby. Odrzucanie nauki wtedy, gdy staje się ona sprzeczna z religią jest wybiórcze, a do tego przypomina podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Cofając się w czasie widać, bowiem wyraźnie, że to religia najczęściej musiała ustępować pod ciężarem nauki, a nie odwrotnie. Gdy więc odrzucimy naukę, co będzie generować przybliżanie się do prawdy w religii? Zostaną tylko interpretacje i domysły.

Głosząc pewien dogmat religijny ktoś kiedyś powiedział: „nauka kiedyś to potwierdzi”. Cóż… nie wiem czy akurat nauka potwierdzi ów dogmat, ale z ogólną prawdą o podobnym brzmieniu chętnie się zgodzę: „prędzej czy później nauka potwierdzi wszystko, co jest prawdą”. A przynajmniej będzie się bezustannie do niej zbliżać.

Kreator stron www - szybka strona internetowa